Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Futbolowa zimna wojna na Bałkanach

2014-10-16 2:09

To brzmi prawie jak anegdota - dron z prowokacyjnym transparentem unosi się nad stadionem w Belgradzie, na którym rozgrywany jest mecz eliminacji ME 2016 Serbia-Albania. Tyle, że potem otworzyły się wrota piekieł - na murawie, na trybunach i wreszcie na politycznych salonach Belgradu i Tirany. Sprawa dawno przestała mieć cokolwiek wspólnego ze sportem i stadionowym chuligaństwem.

Było tak - w 40 minucie spotkania znad trybun stadionu Partizana Belgrad uniósł się dron, do którego przyczepiony był transparent. Jego centralną częścią była mapa tzw. Wielkiej Albanii - typowo bałkańskiej (była już Wielka Serbia i Chorwacja) politycznej mrzonki o potędze, czyli zjednoczenia wszystkich ziem zamieszkiwanych przez Albańczyków - od samej Albanii, przez Kosowo, spore połacie Macedonii, Czarnogóry i na terytorium Grecji i Serbii kończąc. Jakby tego było mało z jednej strony widniała podobizna Ismaila Qemala - jednej z najważniejszych postaci albańskiego ruchu narodowego i twórcy współczesnej Albanii oraz Isy Boletiniego - również działacza narodowego, a do tego partyzanta z Kosowa.

To, oczywiście, musiało doprowadzić do wrzenia. Relacje albańsko-serbskie raczej nigdy nie należały do najlepszych, a w ostatnich latach doszło do poważnego wzrostu napięć ze względu na oddzielenie się od Serbii zamieszkałego głównie przez Albańczyków Kosowa. Kiedy więc transparent próbował przejąć serbski piłkarz, rzuciło się na niego dwóch albańskich piłkarzy i rozpętała się prawdziwa bitwa, która szybko przeniosła się na trybuny, a w ostatecznym rozrachunku także do Wiednia, gdzie starli się miejscowi imigranci z obu krajów.

Całe wydarzenie będzie miało zapewne niebagatelny wpływ na stosunki obu krajów. Już za tydzień w Serbii po raz pierwszy od prawie 70 lat z oficjalną wizytą miał pojawić się premier Albanii, co wielu postrzegało jako krok ku normalizacji stosunków między rządami w Belgradzie i Tiranie, którą przyjęto by zapewne z wielką ulgą. Dziś niesnaski między Albanią i Serbią postrzegane są jako największe zagrożenie dla pokoju na Bałkanach Zachodnich.

Z wizyty Ediego Ramy może jednak nic nie wyjść. Główny powód to oskarżenia pod adresem brata albańskiego premiera, Olsiego, który z trybuny vipowskiej miał sterować nieszczęsnym dronem. Pojawiły się nawet nieprawdziwe informacje o jego aresztowaniu. Te podejrzenia i medialny chaos tylko pokazują jak wielkie panują emocje. Z rządu w Tiranie co prawda płyną zapewnienia o niezmiennych planach przyszłotygodniowej wizyty, jednak wymiana zdań między albańskimi i serbskimi politykami, którzy zaczęli znane z wcześniejszych tarć na Bałkanach licytacje na krzywdy, nie wróży niczego dobrego.

Tym bardziej, że jedna głupia prowokacja znów pokazała, jak nacjonalistyczne mrzonki i urazy kształtują wyobraźnię tamtejszych polityków i społeczeństw. W Kosowie  po przerwanym meczu zapanowała euforia. Jak donoszą czarnogórskie media w regionach zamieszkałych przez Albańczyków było podobnie. Piłkarzy reprezentacji narodowej witano w Tiranie jak bohaterów narodowych.