Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Fałszerstwa wyborcze zastąpią zamach w Smoleńsku

2014-11-24 23:09

Po raz kolejny okazało się, że to, co się politykom wydaje, rzadko odpowiada nastrojom społecznym. Kiedy wielu z nich coraz bardziej nurza się w oparach absurdu, głosząc tezę o fałszerstwach w wyborach samorządowych, większość Polaków mówi – puknijcie się w czoło.

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego dla „Rzeczpospolitej” 58 proc. z nich twierdzi, że wybory były uczciwe. 12 proc. jest absolutnie przekonanych o fałszerstwach, a 17 twierdzi, że wybory były raczej nieuczciwe. To budujące, że histeria opozycji i coraz bardziej piramidalne bzdury przez nią opowiadane, nie znajdują posłuchu wśród Polaków. Jeśli więc ktoś z obozu PiS, który o fałszerstwach mówi najgłośniej, liczył, że da się na niezaprzeczalnej kompromitacji PKW i skandalu z liczeniem głosów zbudować kapitał i nadać polityce nową dynamikę, to się grubo pomylił. Myślę, że w PiS niewielu ta informacja jednak zmartwi, bo twardy elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego w tych 29 proc. wątpiących się mieści. A dbanie o tych przekonanych wyborców to fundament trwania PiS w polityce.

Co ciekawe wiara lub niewiara w wyborcze fałszerstwa pokrywa się w dużej mierze ze stosunkiem do tezy o zamachu w Smoleńsku. Sondaż z kwietnia tego roku wskazywał, że ku teorii zamachu skłaniało się 25 proc. ankietowanych (dla 10 proc. na pewno, a dla 15 proc. raczej był to zamach). Zamach nie wierzy 61 proc. (37 proc. zdecydowanie nie, 24 proc. raczej nie). Gdzie Rzym, a gdzie Krym, powiedzą Państwo.

Otóż zamach w Smoleńsku i fałszerstwo w wyborach samorządowych to narracje z gatunku teorii spiskowych. Na tego typu teoriach od lat PiS buduje swoją więź z wyborcami. Kiedyś głosił, że krajem rządzi układ, a ludzie peerelowskich służb są prawdziwymi demiurgami III RP i oni trzęsą tym, co się w kraju dzieje. Była to wariacja na temat żydowskiego spisku, którzy rządzi światem zarysowana na kartach słynnych „Protokołów mędrców Syjonu”. Nie mająca może takiego przełożenia na nastroje społeczne,  jak ta broszurka sprokurowana swego czasu przez carską ochranę, ale dla wielu wystarczająco przekonująca. Potem przyszły czasy katastrofy w Smoleńsku i budowania nowej tożsamości opartej na opozycji prawdziwi Polacy-rosyjscy pachołkowie i zaprzańcy,  którzy do spółki z Putinem zamordowali prezydenta Kaczyńskiego.

Urok teorii spiskowych i ich polityczna skuteczność ma jednak swoją datę ważności i żeby ludzi nie znudzić trzeba dostarczać im nowych wrażeń. Od jakiegoś czasu można zauważyć pewną erozję mitu o zamachu smoleńskim, czego najlepszym probierzem jest znaczący spadek publikacji na ten temat na łamach prasy prawicowej. Różnego rodzaju periodyki o tej proweniencji swoją pozycję na rynku w ostatnich latach zbudowały na niekończących się, coraz to bardziej fantazyjnych spekulacjach na temat przyczyn rozbicia się prezydenckiego Tupolewa. Tak jak po 2010 roku mityczny układ zastąpił mityczny zamach w Smoleńsku, tak dziś rzekome fałszerstwa wyborcze zastąpią narrację smoleńską w roli lejtmotywu pisowskiej wizji świata. I to lejtmotywu tym lepszego, że wpisującego się w ogólne przesłanie partii Jarosława Kaczyńskiego o destrukcji demokracji, zamordyzmie platformerskich elit, które są gotowe na każdy, nawet najpodlejszy krok, byle tylko utrzymać władzę.

Zręby tej nowej narracji już widać. W poniedziałkowym „Wprost” Jarosław Kaczyński opowiadał o  tym, jak Polska pod rządami Platformy straciła prawo do bycia członkiem Unii Europejskiej, bo członkiem tej instytucji może być tylko państwo demokratyczne, a jaką demokrację mamy w Polsce skoro fałszuje się nad Wisłą wybory? Ciekawe zresztą jak twórczo PiS będzie tę narrację rozwijał. Sądząc po tym, jakimi ścieżkami chadzały teorie smoleńskie, i tu możemy spodziewać się równie wielu atrakcji i równie wielu odlotów polityków ze stajni Jarosława Kaczyńskiego.