Eurolaba na Wiejskiej
Amerykański noblista William Faulkner powiedział kiedyś, że "nie można jeść ani pić przez osiem godzin dziennie, ani kochać się przez osiem godzin dziennie. Przez osiem godzin można tylko pracować. W ten sposób człowiek unieszczęśliwia siebie i innych". Wygląda na to, że nasi posłowie wzięli sobie tę uwagę do serca, bo wielu z nich próżno ostatnio szukać na Wiejskiej.
Aż 128 posłów startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego i tak dzielnie walczy o 51 mandatów, które są do rozdania, że zdecydowana większość zupełnie zapomniała, iż oprócz kampanii wyborczej mają przede wszystkim obowiązki związane z pracą w Sejmie. Jak przyznała w wywiadzie dla RMF FM marszałek Ewa Kopacz, jedynie 10 parlamentarzystów wzięło na ten czas urlop. Reszta powinna być w pracy, ale nie jest. Pani marszałek uspokaja, że na razie stracono tylko jedno posiedzenie Sejmu i zostanie ono odrobione. Niesmak jednak pozostaje.
Normalny człowiek za wielodniową niezapowiedzianą nieobecność w pracy z miejsca zostałby zwolniony i na nic zdałyby się tłumaczenia, że miał w tym czasie do załatwienia jakieś niecierpiące zwłoki sprawy. W przypadku posłów po raz kolejny okazuje się, że oni są zupełnie ponad to.
Zobacz: Prawybory do parlamentu Europejskiego: NOWA PRAWICA KORWIN-MIKKEGO MIAŻDŻY KONKURENCJĘ!
Nawet nie chodzi o to, że jedno czy dwa posiedzenia się odbędą - w końcu niewiele stracimy, jeśli przez jakiś czas sala sejmowa nie będzie świadkiem karczemnych awantur wszczynanych ostatnio przy byle okazji. Chodzi o to, że 99 proc. posłów przy obecnych praktykach partyjnych to w zasadzie jedynie bezmyślne maszynki do głosowania, które od czasu do czasu muszą pojawić się w komisjach sejmowych, na których równie niewiele się od nich wymaga. A skoro tak, powinni się z tych minimalnych zobowiązań wywiązywać. Jeśli akurat mają jakieś inne plany i nie chcą "unieszczęśliwiać siebie i innych", to powinni wziąć urlop, a nie udawać, że praca pali im się w rękach. Minimalna uczciwość wobec zatrudniających ich obywateli tego wymaga.