Idąc dalej, jedynym sposobem przywrócenia sprawiedliwości jest likwidacja przywilejów i totalna urawniłowka i, jak to z urawniłowką bywa, równać trzeba w dół. Do poziomu rozwiązujących ponoć wszystkie dylematy rynku pracy umów śmieciowych. A więc zlikwidować w końcu przeżytki starej ery, jakimi są umowy o pracę i wynikające z nich oskładkowania umów, płatne urlopy, wynagrodzenia za czas choroby, dodatki za nadgodziny, urlopy rodzicielskie oraz ochrona kobiet w ciąży i osób w wieku przedemerytalnym przed zwolnieniem. Szkopuł jednak w tym, że to, co wszyscy luminarze neoliberalizmu nazywają przywilejami, jest niczym innym jak zwykłymi prawami pracowniczymi należnymi każdemu zatrudnionemu. Prawa, które chronią pracownika przed pokusą wyzysku przez pracodawcę.
Tak oto dochodzimy do punktu, w którym pokrętna logika piewców wolności gospodarczej mówi, że to nie kiepsko opłacani pracownicy na umowach śmieciowych są najbardziej pokrzywdzoną grupą społeczną, ale pracodawcy. Pokrzywdzoną, oczywiście, przez etatowców - największych wyzyskiwaczy. Dowiemy się też, że to nie kapitalizm jest problemem, ale jego brak. A przecież nie brakuje go np. w Chinach, gdzie sukces gospodarczy buduje się na krzywdzie ludzkiej oraz wyzysku i gdzie prawa pracownicze to tylko puste slogany na potrzeby propagandy. Polaku, chcesz harować jak Chińczyk? Idź za głosem neoliberałów.
Tomasz Walczak
Dziennikarz działu Opinie "Super Expressu"