Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Dwóch zatroskanych ludzi, czyli afery nie było

2014-06-16 0:51

Afera taśmowa z Bartłomiejem Sienkiewiczem i Markiem Belką w roli głównej pokazuje nie tylko to, że coś nie tak dzieje się na szczytach politycznych elit III RP, ale także to, że troska o los państwa ma w naszym kraju niejedno imię.

W warszawskiej restauracji nie spotkali się bowiem dwaj ludzie martwiący się, jak NBP może uratować PO, ale państwowcy. Tak przynajmniej uważa jeden z bohaterów taśm, Marek Belka.

Prezes NBP zabrał już głos w swojej sprawie. Raz w komunikacie banku centralnego, w którym pada stwierdzenie, że taśmy zostały zmanipulowane, a z dwugodzinnej rozmowy, mającej na celu omówienie "zagadnień związanych z bezpieczeństwem obrotu gotówkowego, w tym w szczególności modernizacji zabezpieczeń banknotów powszechnego obiegu przez Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych oraz poinformowania o przetargu na produkcję monet obiegowych 1, 2 i 5 groszy" wybrano wyrwane z kontekstu kilkuminutowe fragmenty, które próbują wykazać, że Marek Belka wyszedł ze swojej konstytucyjnej roli.

Na oświadczeniu nie poprzestał i w niedzielnej rozmowie z RMF FM stwierdził, że "nie ma mowy o jakimkolwiek dealu, kontrakcie. Była to rozmowa - jak sądzę - dwóch ludzi, którzy są zatroskani różnymi przejawami życia w Polsce, i tyle. Myślę, że ci, którzy odczytali tę rozmowę, paskudna sprawa, chyba jej nie zrozumieli. Rozmawia się tam o sytuacjach ekstremalnych, o takich sytuacjach, na które państwo powinno być przygotowane".

Oczywiście, na razie nie wiemy, co znalazło się w pozostałej części rozmowy i czy taśmy nie są zmanipulowane. W każdym razie z tego, co słychać, trudno wywnioskować, żeby obu panów martwiło coś innego niż to, jak wesprzeć Platformę Obywatelską w walce o utrzymanie się przy władzy. Może każdy słyszy to, co chciałby usłyszeć, ale moim zdaniem, oczywiste jest to, że Bartłomiej Sienkiewicz próbuje zaprosić Marka Belkę do wspólnego powstrzymania marszu PiS do władzy, a prezes NBP wydaje się tym zaproszeniem wyraźnie zainteresowany. Może też inaczej rozumiemy troskę o państwo - jeśli bowiem jedyną racją stanu ma być, jak wynika z taśm, trzymanie partii Jarosława Kaczyńskiego z dala od KPRM, to myślenie naszych elit jest podszyte zwykłym cwaniactwem, a nie propaństwową postawą, jak próbuje się nam to wmówić.

Słuchając zresztą opublikowanych przez Wprost nagrań od razu uruchomiły mi się skojarzenia z bezlitosnym dla amerykańskiego establishmentu głośnym serialem "House of Cards", w którym bohaterowie cynicznie wykorzystują instytucje państwa i dostępne dzięki nim narzędzia nie dla poprawy losu obywateli, ale do zdobywania i utrzymywania władzy. Uczestnicy najnowszej afery taśmowej będą musieli naprawdę się postarać, żeby udowodnić, iż te skojarzenia są nieuprawnione. Tłumaczenia Marka Belki trudno uznać za zamykające sprawę.