Podstawowa wiedza ekonomiczna podpowiada, że wpompowanie tylko w tym roku 17 mld zł w gospodarkę musi pozytywnie odbić się na jej kondycji. Dzieci z 500 plus raczej nie będzie, ale do portfeli Polaków trafi sporo pieniędzy, które większość z nich natychmiast wyda na bieżące potrzeby. A nic tak dobrze gospodarce nie robi, jak wzrost konsumpcji.
Prognoza Morgan Stanley to niezbity dowód dla wszystkich niedowiarków, że poprawa sytuacji finansowej Polaków służy, a nie szkodzi naszej gospodarce. Walka z nierównościami ekonomicznymi, która w naszym kraju nie jest szczególnym przedmiotem zainteresowania polityków w Sejmie, to klucz do jej rozwoju. Wskazują na to choćby przywoływane nieraz na tych łamach badania MFW, które dowodzą, że zadbanie o dobrobyt 20 proc. najmniej zamożnych obywateli przyczynia się do wzrostu gospodarczego. Nie jest jednak tak, że można to robić wyłącznie świadczeniami (a w przypadku PiS wyłącznie jednym świadczeniem). To oczywiście niezwykle ważny element polityki społeczno-gospodarczej państwa, ale ma ono w zanadrzu także inne instrumenty. Choćby silną regulację rynku pracy.
A ten - co można powtarzać do znudzenia - mamy w Polsce fatalny. Priorytetem dla rządu powinna być więc poprawa sytuacji pracowników. Państwo w interesie zarówno społeczeństwa, jak i gospodarki musi w końcu wymóc znaczące podwyżki płac i dążyć do ograniczenia śmieciowych form zatrudnienia. Tylko pracując na stabilnym etacie i zarabiając godnie, Polacy będą chętniej wydawać dużo pieniędzy na towary i usługi. To z kolei zapewni byt przedsiębiorcom. Dziś nie dość, że mamy jedne z najniższych pensji w Unii Europejskiej, to jeszcze największą armię pracowników na śmieciówkach. Z ust członków rządu nie padają pomysły, co z tym robić, a przecież na tej bazie po prostu nie da się budować silnej i konkurencyjnej gospodarki.
Minister Morawiecki przedstawiał ostatnio swoją wizję rozwoju, w której więcej jest z centralnego planowania niż ze zrozumienia dla kwestii socjalnej jako czynnika wzrostu gospodarczego. Rządowi polecam więc słowa szwedzkiego noblisty Bertila Ohlina, które do polityki gospodarczej rządu PiS pasują jak ulał. Stwierdził on swego czasu: "Naszym celem nie jest nacjonalizacja po stronie po podaży, skoro możemy znacjonalizować popyt. Po co bawić się w ręczne sterowanie fabrykami czy całymi gałęziami przemysłu, kiedy możemy rozwijać państwo dobrobytu i w ten sposób osiągać dużo lepsze skutki?".
Zobacz: Sławomir Neumann w WIĘC JAK: PiS maszeruje z zaciśniętymi ustami i złym spojrzeniem