Dziś w Dumie Państwowej odbyło się posiedzenie, na którym deputowani decydowali o formalnym zatwierdzeniu decyzji przyjęcia Krymu w skład Federacji Rosyjskiej. Niespodzianki, oczywiście, nie było i deputowani w szale patriotycznych uniesień przegłosowali rozszerzenie obszaru Rosji. Ciekawie było tylko w czasie przemówienia szefa rosyjskiej dyplomacji, Siergieja Ławrowa, który stwierdził, że „na obronę swojej integralności terytorialnej mogą liczyć tylko te państwa, które zapewniają równe prawa wszystkim narodom”. Jak rozumieć te buńczuczne zapowiedzi? Otóż w taki sposób, że oto Rosja będzie przyglądać się poszczególnym krajom i oceniać, jak każdy z nich odnosi się do zamieszkujących go mniejszości narodowych, w domyśle Rosjan. Jeśli uzna, że coś nie gra, rości sobie prawo do aneksji.
Wziąwszy pod uwagę rosyjską politykę na Krymie, widać od razu, że decyzja będzie czysto arbitralna i stan faktyczny nikogo nie będzie interesował. Trochę to przypomina słowa Hermanna Göringa, który stwierdził swego czasu, że o tym, kto jest Żydem w jego sztabie, decyduje on sam. Putin i jego zausznicy zamierzają działać według tej samej logiki. Już odezwał się rosyjski ambasador przy ONZ Witalij Czurkin, który wyraził zaniepokojenie traktowaniem Rosjan w Estonii, którzy stanowią 25 proc. ludności tego kraju.
Przypomniało się Kremlowi, że po upadku ZSRR nie przyznano części mniejszości rosyjskiej obywatelstwa, bo władze estońskie wymagały znajomości języka estońskiego. Niewiele to jednak zmienia w sytuacji Rosjan, bo jedyne, czego nie mogą, to kandydować w wyborach i być wybieranymi na najwyższe urzędy państwowe. To już jednak wystarczy, żeby znów wyciągnąć kartę mniejszości. Podobnie rzecz ma się na Łotwie, gdzie mieszka podobna jak w Estonii mniejszość rosyjska. Aby uzyskać obywatelstwo łotewskie Rosjanie muszą zdać egzamin z języka łotewskiego i historii Łotwy, a także znać słowa hymnu państwowego. Tylko czekać, aż i o tych Rosjan upomni się Kreml.
Do grania kartą mniejszości rosyjskiej w tych krajach w ostatnich latach już się przyzwyczailiśmy. Zawsze kończyło się napięciami dyplomatycznymi, choć wobec bieżącej polityki rosyjskiej i braku zdecydowanych działań wobec agresji na Ukrainie, sytuacja może okazać się trochę bardziej skomplikowana i dużo bardziej niebezpieczna.
Ale jeśli Rosjanie chcieliby naprawdę działać z rozmachem, to powinni zagrać kartą mniejszości rosyjskiej w Wielkiej Brytanii. Wiadomo bowiem, że to cel emigracji oligarchii i urzędników oraz ich rodzin. Wiele dzieci najbogatszych Rosjan uczy się na Wyspach, a w Londynie są już ekskluzywne dzielnice, w których większość nieruchomości należy do oligarchów. Są jednak jeszcze inne ważkie powody do aneksji. Brytyjska stolica od lat jest największą pralnią rosyjskich brudnych pieniędzy i to tam bije serce rosyjskiej korupcji. Czemu więc tak zasłużone dla kultury i polityki rosyjskiej miasto miałoby nadal być częścią innego kraju, a piorący tam pieniądze Rosjanie mają narażać się zamrożenie aktywów przez brytyjskie władze? Doktryna Putina powinna zadziałać także i tu.
Tomasz Walczak: Doktryna Putina, czyli to ja decyduję, kto jest Żydem
2014-03-20
19:51
Od kilku tygodni obserwujemy umacnianie się doktryny polityki międzynarodowej Rosji, w której gdziekolwiek zbierze się dwóch Rosjan, Moskwa rezerwuje sobie prawo do działania i obrony ich interesów, która to obrona z reguły kończy się aneksją tego „gdziekolwiek”. W 2008 roku obserwowaliśmy to w Gruzji, dziś widzimy to na Krymie. A potem?