Okazuje się jednak, że władza szybko impregnowała ich na otaczającą rzeczywistość i nastroje społeczne. Najpierw nieprzyzwoicie wysokie premie, potem zarządzone przez premiera Morawieckiego wielkie ich oddawanie, a teraz w najlepsze trwa ich idiotyczna obrona. Zaczęło się od ministra Tchórzewskiego. Mówił, że nic nie odda, bo to nagroda za jego "olbrzymi sukces". Minister Kempa przekonywała, że ona i jej koledzy z rządu nikomu pieniędzy nie ukradli, ale ciężko na nie pracowali. Na sejmowej mównicy Beata Szydło - która sama sobie przyznała wysoką premię - krzyczała, że "te pieniądze się im [ministrom - przyp. aut.] po prostu należały". I kiedy już myślałem, że opozycja ma wystarczający materiał na spoty obnażające hipokryzję rządzących, głos zabrał sam Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl gratulował byłej premier dobrego występu w Sejmie, cieszył się, że "pokazała pazurki" i stanowczo stwierdził, że nagród "trzeba bronić", bo "to absolutnie nie jest żaden skandal". Prezes przemówił, sprawa skończona? Nie bardzo. Bo 75 proc. Polaków jakoś nie podziela zdania Kaczyńskiego. Nawet jego własny elektorat odczuwa - cytując samego naczelnika - absmak: aż połowa wyborców PiS uważa, że nagrody ich wybrańcom się nie należały.
Rodzi to zresztą pewien problem dla samego Kaczyńskiego. Do tej pory w oczach wielu zwolenników PiS uchodził za arbitra elegancji i ostatni hamulec przed degrengoladą jego totumfackich. Bojarzy mogli być źli i zepsuci, ale car był dobry i szybko sprowadzał pisowskich grzeszników na ścieżkę cnoty. Osobista uczciwość Kaczyńskiego rekompensowała patologie jego zaplecza i była gwarantem moralności całego obozu PiS. Dziś, kiedy car ma przytępiony instynkt samozachowawczy, nie ma już komu chronić rządzących przed grzechem pychy i arogancji władzy. Bo pokora i umiar już były, ale w PiS nie są już w modzie.
ZOBACZ TAKŻE: Prezes Kaczyński SZCZERZE o nagrodach dla ministrów. Policzek dla Morawieckiego?