Czytam na jednym z poczytnych portali prawicowych pewien tekst pewnej pani redaktor (nazwę portalu i nazwisko pani redaktor łaskawie przemilczę). Znajduje w nim tezę, że oto Putin i jego ekspansjonistyczna polityka znajduje oparcie w rosyjskiej inteligencji, co musi dziwić Polaka, bo przecież (w domyśle) inteligencja nie może być taka głupia. Na dowód przytaczane są słowa znanego także u nas pisarza s-f Siergieja Łukjanienki. „Nie ma takiego kraju jak Ukraina i nigdy nie powinno być. To będzie albo część Rosji albo polski protektorat”. Słowa oburzające, ale nie zaskakujące. W przeciwieństwie do autorki komentarza, wiem, że podobne wypowiedzi Łukjanienko wygłasza nie od dziś. Stwierdzenie, że się po nim tego nie spodziewano, to wykazanie się dużą nieznajomością tego, co się w Rosji dzieje. Co więcej, wymowa całego tekstu jest taka, że cała rosyjska inteligencja jest bezapelacyjnie proputinowska. Duży błąd.
Nie brakuje, oczywiście, utrwalaczy putinowskiego porządku wśród elit intelektualnych, tęskniących za rządami twardej ręki i marzącej o odrodzeniu rosyjskiego imperium. Nie jest to jednak żadne novum. Cała historia nowoczesnej Rosji pokazuje, że rosyjska inteligencja dzieliła się na sługi konserwatyzmu promowanego przez władze i liberałów, którzy pragnęli demokratycznych reform w Rosji. Nie inaczej jest też dziś. Podziały wśród intelektualistów znów przebiegają wzdłuż linii ideowych starszych niż epoka putinizmu.
Mamy więc z jednej strony powrót do łask takich ludzi jak stalinista Aleksandr Prochanow, który był aktywnym bojownikiem po stronie radzieckiego betonu w czasie puczu Janajewa czy Aleksander Dugin – jego były protegowany i współzałożyciel razem z Eduardem Limonowem Partii Nacjonal-Bolszewickiej zgrabnie łączącej ideologię faszystowską i bolszewicką. Jest też już wspomniany Łukjanienko.
Tylko ktoś skrajnie złośliwy może nie dostrzec, że nie brakuje w Rosji intelektualistów, którzy sprzeciwiają się Putinowi i jego ukraińskiej awanturze. Wielu z nich podpisało się choćby pod otwartym listem, w którym wyrażają swoje oburzenie polityką Kremla. „Jesteśmy przeciw wtargnięciu na terytorium obcego państwa. Jesteśmy przeciwko wojnie z Ukrainą i wrogości wobec wspólnoty międzynarodowej. Jesteśmy solidarni z tymi wszystkimi, którzy nie poddają się kłamstwom” - napisali. Swoje podpisy złożyli tacy ludzie, jak popularni także w Polsce pisarze - Borys Akunin, Wiktor Jerofiejew, Ludmiła Ulicka, czy reżyserzy – Andriej Zwiagnicew i Eldar Riazanow. Nie brakuje naukowców, artystów, dziennikarzy czy lekarzy.
Generalizowanie jest więc nie na miejscu. To samo dotyczy także zwykłych Rosjan. Wielu moich rosyjskich znajomych, pytanych o ich stosunek do tego, co wyprawia Putin, mówi jasno – jest nam zwyczajnie wstyd. Bulwersując się więc polityką Kremla, pamiętajmy, że w Rosji mieszkają też normalni ludzie, którzy nie akceptują imperializmu swojego przywódcy.
Tomasz Walczak: Czy rosyjska inteligencja stoi murem za Putinem?
2014-03-21
19:41
Problem z polską niechęcią do Rosji polega na tym, że zbyt często przenosi się ona z władz na resztą społeczeństwa. Panują u nas w pełni zrozumiałe nastroje antykremlowskie, bo i władza rosyjska nigdy nie była przyjazna Polakom, ale już rozszerzanie tych nastrojów na wszystkich Rosjan jest aberracją. Nasza prawica na fali tej niechęci właśnie próbuje z rosyjskiej inteligencji uczynić głównego zausznika Putina. Niesłusznie.