Tomasz Walczak: Czemu lubię Krystynę Pawłowicz

2018-12-19 5:00

Kiedy Państwo czytają te słowa, ja już korzystam z uroków przedświątecznego urlopu. Pewnie właśnie przebijam się przez niekończące się kolejki zapominalskich Świętych Mikołajów, którzy jak co roku zostawiają zakup prezentów na ostatnią chwilę. Albo wyszukuję jakąś zgrabną choinkę, żeby moja córka miała gdzie tych prezentów szukać. Albo próbuję się zmierzyć ze świątecznymi porządkami. W każdym razie udziela mi się już dziś świąteczna atmosfera. A w okresie świątecznym nawet dziennikarze mówią ludzkim głosem, więc tym razem nie będzie krytycznie, ale nostalgicznie.

Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Wszyscy, którzy żyją polską polityką, już wiedzą: Krystyna Pawłowicz dezaktywizuje się jako komentator życia publicznego i chce żegnać z parlamentem. Dla mnie przykra wiadomość, bo – nie wiem, jak to logicznie wyjaśnić – mam do pani poseł (nie lubi, jak się do niej mówi posłanka) ogromną słabość. Może dlatego, że byłem jednym z pierwszych dziennikarzy, który przeprowadzał z nią wywiady, kiedy jeszcze nikt o pani Krystynie nie słyszał? Może dlatego, że znam ją nie tylko jako bulteriera PiS, który zawstydzał nawet największych zabijaków z tej partii?

Nie powiem, pani poseł bywała kapryśna. Nie zawsze miała nastrój na wywiady, czasami obrażała się, że „Super Express” bywał wobec niej złośliwy (choć przecież nikt oprócz nas nie miał dla niej tyle sympatii). Ale jak już miała ochotę się dla nas wypowiedzieć, zawsze była miła, kipiała humorem i nawet kiedy mówiła swoje słynne „Cicho, Polska mówi”, robiła to z czułością godną nieco zakręconej, ale kochającej cioci. Nie lubiła, jak się jej przerywało płomienne monologi, ale ceniła złośliwe i celne pytania. Ileż razy słyszałem od niej: „No, z panem to się nawet można pokłócić” – najwyższy komplement z ust tej krewkiej, kochającej słowne awantury kobiety.

Jasne, jako polityk prezentowała się jako niebezpieczny radykał, z najbardziej szalonymi wypowiedziami, jakie można sobie wyobrazić. Na prawo od niej jest już chyba tylko ściana. Bywała niemiła, a czasem chamska. Ale jak nikt inny potrafiła to robić z gracją i niepowtarzalnym urokiem osobistym. Charyzmą mogłaby obdzielić ze 3/4 Sejmu, a jej marne pisowskie podróby nie dorastają jej do pięt. Zawsze gdy dzwonię do niej po komentarz lub wywiad, zaczynam od „witam moją ulubioną panią poseł”. I rzeczywiście, nawet jeśli uważam ją za politycznego szkodnika, to jako człowieka uwielbiam. I jeśli naprawdę odejdzie z polityki, czysto po ludzku będzie mi jej jednak brakowało. A więc Wesołych Świąt, Pani Poseł! I Wesołych Świąt, Drodzy Państwo!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki