Zacznijmy od parlamentarnego wciąż Kukiz’15. Niby w sondażach nadal funkcjonuje powyżej progu wyborczego, trudno w ogóle zauważyć, że ta formacja nadal istnieje. Nie prowadzi w zasadzie żadnej kampanii wyborczej poza heroicznymi, choć ocierającymi się o kabaret, próbami powstrzymania „żydowskich roszczeń” przez posła Rzymkowskiego. Dobrze oddaje to stan ugrupowania, które cztery lata temu wdarło się przebojem do Sejmu, a dziś bardziej przypomina widmo niż prężne środowisko polityczne, które poza szyldem nie ma nic.
Na prawicy, w okolicach progu wyborczego znajduje się jeszcze Konfederacja, której program wyborczy można streścić w haśle: darwinizm społeczny plus narodowy radykalizm. No, można jeszcze dodać „obronę cywilizacji łacińskiej”, ale czy jest nią pogląd jednego z liderów tej egzotycznej koalicji, Janusza Korwin-Mikkego, który raczył stwierdzić: „Zdecydowanie wolę, jak pedofil poklepie mi córkę po pupie, niż jak córka pójdzie na lekcję wychowania seksualnego. Po tych lekcjach dziewczyny przestają umieć kochać”. Tego nawet – na swój sposób sympatyczny – Krzysztof Bosak z Ruchu Narodowego nie odkręci.
Jest też lewicowa partia Razem, której śmierć już wielu zdążyło obwieścić, a która zdaje się, ma najbardziej spójny ze wszystkich partii program wyborczy, skupiający się głównie na przyziemnych problemach Polaków: marnej pracy, równie marnej płacy, dysfunkcyjnej służbie zdrowia czy wykluczeniu wielu grup społecznych. W tej kampanii stawiają na merytorykę, a nie tanie emocje, więc pewnie dlatego niewiele o niej słychać. A może po prostu dla konsekwentnie socjalnej lewicy w Polsce nadal nie ma miejsca?
Warto się tym ugrupowaniom przyglądać, bo któreś z nich, jeśli nie do Parlamentu Europejskiego, to do polskiego Sejmu może się wśliznąć. Albo im w tym Państwo pomogą, albo przeszkodzą. Wybór należy do Państwa.