Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Ciasne światy konserwatyzmu

2012-07-20 14:00

Z chamstwem i kołtuństwem większej części polskiej klasy politycznej z ciężkim sercem, ale jednak jakoś się już pogodziłem. Niby brak kindersztuby należy piętnować, jednak już chyba dawno wyleczyłem się z donkiszoterii i wychodzę z założenia, że zmienianie świata najlepiej zacząć od siebie.

Z zażenowaniem, lecz bez świętego oburzenia obserwuję to, co się wyprawia na sali sejmowej i w studiach telewizyjnych. Nie ruszają mnie już obraźliwe sformułowania, którymi wzajemnie obrzucają się krewcy politykierzy. Niemałej odwagi wymaga od wybrańców narodu, aby wyrażać się w sposób parlamentarny (w pierwotnym znaczeniu tego słowa).

Cóż, klasyczne zasady erystyki są u nas na wymarciu jak sokół wędrowny czy głuszec – gatunki w środowisku naturalnym prawie już niewystępujące. Może po prostu partyjnym działaczom brakuje giętkości języka, by wyrazić zawiłości swojego stanowiska, a może po prostu wychodzą z założenia, że językowy obuch po głowie adwersarza lepiej trafia do wyborców. Jeśli to pierwsze, na reformowanie już za późno. Jeśli drugie, po prostu mają nas, obywateli, za idiotów.

Trudno jednak tłumaczyć – jeszcze trudniej zaakceptować – ostatnie enuncjacje, które jak zaraza panoszą się wśród takich konserwatywnych polityków jak Marek Migalski, Elżbieta Jakubiak, Przemysław Wipler i Janusz Korwin-Mikke. Sprowadzają się do wspólnego mianownika – wylewania kubła pomyj na posłankę Grodzką. Czy jak chce Wipler „tzw. Annę Grodzką”. Korwin dorzuca swoje twierdząc, że „czuje się nieswojo na widok takiego dziwadła”, a była minister sportu zauważa, że „jak się patrzy na posłankę Grodzką, to trudno myśleć o czymś innym niż o tym, jak kobieta może mieć takie ramię”. No i Migalski, który wierzy, że finale Wimbledonu Agnieszka Radwańska grała „z jakimś amerykańskim Grodzkim”.

Pół biedy, jeśli chodziłoby o takie prostackie piętnowanie poglądów posłanki, bo to przecież stało się już normą. Sprawa jednak jest dużo poważniejsza, ponieważ dotyka tożsamości pani Grodzkiej. Nie popadnę raczej w przesadę, stwierdzając, że przywołane wyżej cytaty odmawiają jej po prostu człowieczeństwa. Kiedyś prawa do bycia człowiekiem konserwatyści odmawiali kobietom, Żydom czy czarnoskórym. Dziś za obiekt swojego dehumanizacyjnego zacietrzewienia wybrali sobie transseksualistę. Ot, takie wyznanie wiary prawicowca.

Rozumiem, że w ciasnych światach konserwatyzmu nie mieści się ktoś odbiegający od tzw. tradycyjnych norm. Rozumiem, że człowiek prawicy czuje niepokój, kiedy świat wokół niego zmienia się w takim tempie. Kiedy wyborcy z własnej woli wybierają osobę transseksualną do parlamentu. Być może uchybiając jej godności osobistej próbują zaklinać rzeczywistość. Może swoim abderyckim śmiechem, próbują okiełznać świat i umieścić go w przytulnych ramach tradycji. Lęki te, choć wytłumaczalne, nie usprawiedliwiają pogardy, szczególnie tej wyrażanej publicznie. Pogardy, która  ma zniszczyć ludzką godność. A pragnę przypomnieć, że na tej godności zasadzają prawa człowieka, których nasz kraj zobowiązał się przestrzegać. Czy to się konserwatystom podoba, czy nie.