Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Biedroń spojrzał i zapłakał

2019-02-14 5:00

Wystarczyło kilka dobrych sondaży, żeby Wiosna i jej lider Robert Biedroń poczuli się niczym Aleksander Wielki, który – według relacji Plutarcha – patrząc na ogrom swojego królestwa zapłakał, albowiem nic więcej nie było już do zdobycia. Najpierw słyszeliśmy, że Robert Biedroń może zaoferować Grzegorzowi Schetynie co najwyżej fotel wicepremiera, a teraz dziwaczną ofertę koalicyjną dla lewicowców z partii Razem.

Zakładała ona, że Razem wyłoży 900 tys. zł na kampanię wyborczą, schowa swój partyjny szyld, schowa też najbardziej rozpoznawalnego polityka tej partii, Adriana Zandberga, dostanie jedną jedynkę i jedną dwójkę na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego, a reszta kandydatów tej partii będzie poniżej trzeciego miejsca – z marniutkimi szansami na dostanie się do PE. Razemowcy, mimo niskich sondaży, jakoś się nie skusili. I w sumie trudno się dziwić – poniżające warunki umowy dla żadnego szanującego się polityka są nie do przyjęcia.

Pokazuje to dwie fundamentalne sprawy. Wiosna najwyraźniej jak tlenu potrzebuje pieniędzy na prowadzenie agitacji wyborczej (bez nich trudno marzyć o sukcesie w polityce). Jeszcze niedawno docierały wieści z okolic Biedronia, że z Razem bratać się nie będzie, bo ciąży na nich widmo klęski wyborczej, a on z „przegrywami” się nie chce zadawać. Po drugie, paru osobom w Wiośnie chyba mocno uderzyła do głowy sodówka. Partia Biedronia poza zbudowaniem rozpoznawalności i narobieniem sobie sporej liczby wrogów wśród polskich liberałów nic w polityce jeszcze nie osiągnęła, a bezczelnością bije już na głowę PiS, który po zwycięstwie wyborczym w 2015 r. całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością.

Przykro się to wszystko ogląda, bo Robert Biedroń wydawał się politykiem, który ma szansę, żeby rozbić choć trochę monopol PiS i PO na polską politykę. Kiedy jednak wchodzi się do wielkiej gry z pyszałkowatym przekonaniem o własnej wyjątkowości i poczuciem, że wszystko mi się należy, szybko wkracza się na zgubną drogę przetartą już przez kilku polityków z przerośniętym ego i przekonaniem, że miłość ludzi im się po prostu należy. Np. Ryszarda Petru, kreowanego na demiurga ekonomii i polityki, któremu wystarczyły dwa lata w Sejmie, by zupełnie roztrwonić cały swój polityczny kapitał. Jego losy powinny dać Biedroniowi do myślenia. Zwłaszcza że doradza mu ten sam człowiek, który doradzał Petru.