Wolą oni płacić możliwie najniższe podatki, bo wiedzą, że od państwa i tak nic nie dostaną - ani dobrej jakości usług publicznych, ani wsparcia finansowego, które pomogłoby im w trudnej sytuacji.
PiS mówi, że obywatele zasługują na pomoc państwa, bo ta pomoc to inwestycja, która się zwróci. Trzeba więc skończyć z dotychczasową praktyką III RP, która obywateli ma w nosie i zacząć aktywnie ich wspierać. Pełna zgoda. Tyle że PiS tak bardzo chce zerwać z dotychczasową praktyką, że wylewa dziecko z kąpielą. Ministerstwo Pracy odpowiedzialne za projekt 500 zł na dziecko potwierdza bowiem, że te pieniądze będą doliczane do dochodu. Co to oznacza? Że najmniej zamożne rodziny, które już dziś korzystają z zasiłków socjalnych, otrzymując nowe świadczenie, przekroczą progi uprawniające do tych zasiłków, a tym samym stracą do nich prawo. Na rządowym projekcie nie zyskają więc wiele. W przeciwieństwie do rodzin bardziej zamożnych, które będą największymi beneficjentami tego programu. Dla nich będzie to czysty zysk.
Wyraźna niesprawiedliwość, która jest wpisana w ten projekt, to jedno. Inna sprawa, że staje się on ułomny z ekonomicznego punktu widzenia. Nie czarujmy się - cały ten program z wielu względów nie będzie miał raczej większego wpływu na dzietność. Ma on raczej na celu wpuszczenie do gospodarki większej liczby pieniędzy, by napędzić ją poprzez zwiększenie konsumpcji. Wiadomo bowiem, że mniej zamożni natychmiast wydadzą pieniądze ze świadczenia na bieżące potrzeby. Większy zysk dla gospodarki byłby więc wtedy, gdyby najubożsi rzeczywiście w pełni skorzystali na tym programie. A jak już ustaliliśmy, tak się nie stanie. Warto się tu powołać na badania ekonomistów MFW, którzy udowodnili, że poprawa sytuacji finansowej najbiedniejszych 20 proc. społeczeństwa sprzyja szybszemu wzrostowi gospodarczemu. Zyskują więc na tym wszyscy. I działania rządu powinny iść w tym kierunku. A idą niestety tylko cząstkowo.
W tej niekonsekwencji jest jednak metoda - ograniczenie wypłaty zasiłków socjalnych dla rodzin sprawi, że program 500 zł na dziecko będzie mniej kosztowny dla budżetu. Jeśli ktoś się zastanawiał, gdzie rząd znajdzie na niego pieniądze, ma już częściową odpowiedź na swoje wątpliwości.