„Super Express”: Ustaliliście z nową minister edukacji, że nie będzie już przymusu wysyłania sześciolatków do szkół. Dlaczego było to takie ważne?
Karolina Elbanowska: - Reforma obniżenia wieku szkolnego w Polsce miała wyłącznie jeden cel – skrócić edukację o rok i wcześniej wypuścić młodzież na rynek pracy. Tak zdefiniowany cel tej reformy sprawił, że robiona ona była bez szacunku dla dziecka.
Często przywoływany był argument za obowiązkiem szkolnym dla sześciolatków, że na Zachodzie też tak jest.
Diabeł tkwi w szczegółach. Sześciolatki na Zachodzie, owszem, są w systemie edukacji, ale uczone są w takich warunkach i takimi metodami jak nasze dzieci w przedszkolnych zerówkach. Nadal jesteśmy za obowiązkiem edukacji sześciolatków, który był przed reformą. Dziecko się uczyło, ale w sposób dostosowany do jego wieku, czyli poprzez zabawę. Taka edukacja bowiem musi być skorelowana z możliwościami psycho-fizycznymi. Rodzic, który widzi, że jego dziecko jest wybitnie uzdolnione – bo takie dzieci zawsze były – może zdecydować o jego wcześniejszej edukacji szkolnej.
A co z tymi, którzy pójdą później do szkoły? Nie ogranicza to ich szans?
Co bardzo ważne, nie będzie tak, jak zdecydowała pani minister Hall, że z zerówek wyrzucono edukację liter. Przedstawiliśmy ministerstwu przygotowaną przez ekspertów podstawę programową. Litery muszą wrócić do przedszkoli. Dziecko nie będzie się więc w żaden sposób uwsteczniać, ale wręcz przeciwnie – będzie się uczyło zgodnie ze swoim etapem rozwoju w miejscu, które jest przyjazne i przygotowane na jego potrzeby.
Prawo i Sprawiedliwość, oprócz zmian w kwestii sześciolatków zapowiada też gruntowną reformę oświaty, m. in. poprzez likwidację gimnazjów i powrót do ośmioklasowej podstawówki. Ta likwidacja jest niezbędna?
Prowadziliśmy sondę wśród rodziców. Zdecydowana większość popiera likwidację gimnazjów. Wiele roczników dzieci już przez gimnazja przeszło, więc rodzice doskonale znają słabości tego systemu. Już abstrahując od problemów wychowawczych, które gimnazja powodują, to młody człowiek nie ma czasu na edukację. Ciągle jest przerzucany z jednego etapu do drugiego, ciągle szykuje się do kolejnych testów. Nieustannie musi udowadniać swoją wyjątkowość.
Nauczyciele mówią, że ta zmiana skończy się masowymi zwolnieniami.
Naszym zdaniem nie ma powodów do paniki. Uczniowie nie znikną z systemu. To będą te same dzieci, tylko w innym miejscu. Poza tym przede wszystkim musimy patrzeć na dobro dziecka i cel, jaki chcemy osiągnąć.
Jakie jeszcze problemy w systemie edukacji, pani zdaniem, będzie musiał rozwiązać rząd PiS?
W tym momencie najważniejsze z naszego punktu widzenia jest to – i zaczęliśmy na ten temat rozmowy – żeby zaopiekować się rocznikami 2008 i 2009, który były królikami doświadczalnymi reformy wieku szkolnego. Druga sprawa jest taka, żeby sześciolatki rzeczywiście mogły być w przedszkolach, a nie były wypychane do szkół. Jeśli chodzi o inne kwestie, to litania problemów jest naprawdę długa.
Spróbujmy.
Potrzeba upodmiotowić rodzica w szkole, bo w tym momencie traktowany jest jak petent. Nie ma na nic wpływu, nawet gdy szkoła jego dziecka jest likwidowana. Jest problem zmianowości, przepełnionych świetlic, testomanii czy niskiej jakości „darmowego podręcznika”. No i oczywiście dostępność przedszkoli. Z tym jest ogromny problem. Rządy pani Hall, Szumilas i Kluzik-Rostowskiej doprowadziły do tego, że mamy obecnie markowanie edukacji przedszkolnej. Aby wykazać się przed Komisją Europejską, wprowadzono obowiązek edukacji pięciolatków, ale nie zapewniono na to ani pieniędzy, ani warunków. Państwo w tej kwestii nic od siebie nie wymaga a pięciolatki trafiają w praktyce do szkół. Problemów jest jeszcze wiele, ale chcemy o nich spokojnie rozmawiać tak, by przyjęte rozwiązania były jak najlepsze.
Karolina Elbanowska Fundacja Rzecznik Praw Rodziców