Tomasz Walczak: Białoruś kondominium Rosji?

2010-12-21 11:45

Aleksander Łukaszenko nie rzuca słów na wiatr. Przed wyborami zapowiedział, że władzy nie odda i słowa dotrzymał. Szesnastoletnia odyseja po odmętach wielkiej polityki samozwańczego ojca Białorusinów trwa nadal.

Wszystkim tym, którzy chcieliby zobaczyć go w jakimś porcie na drugim końcu świata, pokazał, że jest doświadczonym wilkiem morskim. Demonstracja siły, którą zafundował Łukaszenko swoim niepokornym obywatelom wzywającym go do ustąpienia, zadała jednak bolesny cios nie tylko białoruskiej opozycji, ale także unijnej strategii wobec reżimu. Okazało się, że ani sankcje, ani polityka miłości nie są w stanie zmusić Łukaszenki do demokratyzacji.

Przeczytaj koniecznie: Wybory na Białorusi: Starcia z milicją w Mińsku. Setki ludzi trafiło do aresztu - ZDJECIA + VIDEO!

Bruksela, przy wydatnym udziale Polski, musi więc zastanowić się, czy zaostrzyć kurs wobec niego, czy przejść do porządku nad jego stylem rządzenia. Z oczywistych względów - choćby zachodniej wiary w prawa człowieka - Unia nie powinna uznawać go za pełnoprawnego uczestnika dialogu międzynarodowego. Z drugiej jednak strony izolacja kraju doprowadzi do nieuchronnego i niebezpiecznego dla niezawisłości Białorusi sojuszu z Rosją, w wymiarze do tej pory nieznanym.

Kreml ma dosyć postawy bierno-roszczeniowej swojego sprzymierzeńca i na pewno zacznie żądać od niego jeszcze większych ustępstw. Kwestią czasu może się okazać przejęcie wszystkich strategicznych gałęzi przemysłu (których jeszcze nie przejęto) i całkowite uzależnienie Łukaszenki od widzimisię Rosji. Kto wie, czy rosyjskiego kondominium, wbrew opinii Jarosława Kaczyńskiego, trzeba będzie szukać nie w Polsce, ale na wschód od Bugu.