Tomasz Walczak

i

Autor: super express

Tomasz Walczak: Abp Michalika myśli nieuczesane

2013-10-09 0:55

Kto jest winny pedofilii - kat  czy ofiara? Odpowiedź, wydawałoby się, jest oczywista, ale abp Michalik udowodnił wczoraj, że oczywiste oczywistości to może domena Jarosława Kaczyńskiego, ale nie jego i liczy się niuans. Padły więc z jego ust sugestie, że to dzieci wodzą na pokuszenie dorosłych. Za te słowa przeprosił, niesmak pozostał.

A już można by przez moment pomyśleć, że Kościół zrozumiał, iż zbłądził w swojej narracji na temat pedofilii wśród duchownych. Po kompromitującej konferencji prasowej z udziałem byłego już kanclerza kurii warszawsko-praskiej ks. Lipki, na której kluczono ws. ostatnich przykładów wykorzystywania dzieci, Kościół nagle zmienił ton. Do hierarchów dotarło chyba, że takie stawianie sprawy splendoru tej instytucji nie przynosi. Zamiast więc iść w zaparte, zaczęli przepraszać. Zamiast próbować tłumaczyć podejrzanych o pedofilię księży, mocno ich potępiali.

Zdaje się jednak, że o nowej doktrynie nie poinformowano na czas abp Michalika, choć jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, to on powinien wszystkich niedoinformowanych instruować.  Wczoraj w rozmowie z dziennikarzami zapytany o sprawy pedofilii w polskim Kościele postawił karkołomną tezę, że źródeł problemu szukać należy w niekochanych przez rodziców dzieciach, które pociechę znajdują poza rodziną i "lgną i jeszcze drugiego człowieka wciągają". Tak mówił rano. Po południu już wycofywał się z tych słów rakiem i mówił: "Przepraszam, za to, co wynikło z tej wypowiedzi. Po drodze spora grupa była. Tu pytanie, tam zebranie, człowiek myśli o wielu rzeczach". A więc roztargnienie hierarchy. Ale czy na pewno?

W dzieciństwie na moim podwórku panowała zasada, że pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika. Jako dzieci nieświadomie rozumieliśmy coś, co psychologia dawno już odkryła - że liczy się siła pierwszych skojarzeń, na podstawie których można wskazywać różnicę między deklarowanymi poglądami na świat, a tym, co człowiek naprawdę myśli.

Jeśli te kategorie zastosować do słów abp Michalika, to jego stosunek do wykorzystywania nieletenich przez księży musi niepokoić. Tym bardziej, że na jego korzyść nie przemawia fakt, iż już raz zasłynął w tej materii, kiedy pozowolił skazanemu prawomocnym wyrokiem za pedofilię proboszczowi z Tylawy przez rok pracować w parafii, w której duchowny dopuścił się swoich bezeceństw. Nie musi więc to być zwykły lapsus, ale prawdziwy stan ducha polskiej hierarchii kościelnej. Póki on nie ulegnie zmianie, nadal większość Polaków będzie myśleć, że Kościół ukrywa problem pedofilii i będzie miała ku temu podstawy.

Jeżeli faktycznie, jak podkreślają obrońcy Kościoła, pedofile na jego łonie to ułamek procenta (3 przypadki na 10 tys.), to po co ten upór? Skąd ten lęk, że jakiekolwiek przyznanie, że doszło do aktów pedofilii wśród księży ma być problemem dla wizerunku Kościoła? Księża lubią powtarzać za Biblią: "Prawda was wyzwoli". Może przyszedł już czas, by duchowni zaczęliby serio traktować to, co jej w niej napisane.