Macierewicz rozpoczął "wyjaśnianie" katastrofy smoleńskiej od nazwania jej zbrodnią. Co w takim razie chce dalej wyjaśniać, skoro dla niego wszystko jest już jasne? Ta wypowiedź dyskwalifikuje śledczego Macierewicza. Wystarczy sięgnąć w przeszłość, by przekonać się, że polityk PiS jest ostatnią osobą, która na czele zespołu badającego tak delikatną sprawę powinna stanąć.
W ciągu ostatnich lat wielokrotnie udowadniał, że jest mistrzem spiskowych teorii dziejów i rzucania oskarżeń bez pokrycia. Ile osób zostało przez tego specjalistę od teczek obrzuconych błotem i posądzonych o agenturalną przeszłość? Ilu przez lata żyło z piętnem zdrajcy, by dopiero po latach oczyścić się przed sądem?
Z dystansem do twórczości Macierewicza podchodził nawet prezydent Lech Kaczyński, który nie zdecydował się opublikować aneksu do raportu WSI, bowiem uznał, że za dużo jest tam interpretacji, a za mało faktów.
W przypadku Smoleńska muszą być tylko fakty. Nic więcej. I jak najmniej polityki. Proszą o to bliscy ofiar. Macierewicz tej gwarancji im nie daje.