"Super Express": - Pan jako naczelny "Gazety Polskiej" i Sławomir Jastrzębowski, szef "Super Expressu", jesteście kolejnymi ofiarami sławetnego artykułu 212 Kodeksu karnego, który grozi nawet karą więzienia za zniesławienie...
Tomasz Sakiewicz: - W ogóle pozywanie naczelnych ma charakter represyjno-prewencyjny. W ten sposób chce się nie dopuścić do dalszych publikacji. Naczelny będzie się musiał zastanowić, jaką swobodę dawać swoim dziennikarzom. Nie sądzę, żeby pan Jastrzębowski się przestraszył, ale redaktorzy mniejszych gazet może już taki sygnał dostali - nie ruszajcie czegoś, bo jesteśmy zdecydowani z wami walczyć.
- Komendant śląskiej policji poczuł się urażony komentarzem do skandalicznej akcji antyterrorystów, ale ma przecież drogę cywilną. Nie musi wytaczać procesu karnego.
- Cóż, sprawa karna jest dużo tańsza od sprawy cywilnej, a jej dolegliwość może być dużo większa. W ten sposób pan komendant niewielkim kosztem korzysta z możliwości bardzo skutecznego prześladowania. Ciekawe zresztą, czy tak samo ścigałby waszego naczelnego, gdyby nie miał przyzwolenia z góry. Komendant nowojorskiej policji takiego przyzwolenia nie ma, bo jego przełożeni wiedzą, że łatwo mogą paść ofiarą oskarżeń o ograniczanie wolności słowa.
- Pana z tego samego paragrafu ściga prywatna firma.
- Tak, szukaliśmy winnych katastrofy pod Szczekocinami. Co ciekawe, w tekście nie pojawiają się konkretne oskarżenia, ale firma poczuła, że czytelnik może odnieść wrażenie, iż takie oskarżenia są stawiane. Przecież to absurd. Dlatego trzeba jak najszybciej zlikwidować art. 212 k.k., bo jak widać, jest kneblem, który zakłada się dociekliwym dziennikarzom. Taki postulat zgłosił też Trybunał w Strasburgu, ale jak widać decydentom w Polsce nie zależy, żeby tę formę cenzury w końcu znieść.
Tomasz Sakiewicz
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej"