Super Express: Czy nauka, dane, są nam w stanie powiedzieć, kiedy skończy się walka z koronawirusem?
Tomasz Rożek: Nie. Nie jest prosto odpowiedzieć na to pytanie, dlatego, że liczby i dane zależą od wielu rzeczy, których nie da się przewidzieć. Tylko w idealnym świecie moglibyśmy to przeliczyć. Natomiast w świecie, w którym pojawia się np. piękna pogoda i wiele osób stwierdza: „trudno, niech się dzieje co chce, a ja wychodzę”, te liczby zaczynają się zmieniać. W świecie, w którym wszyscy podporządkowują się np. ograniczaniu kontaktów, da się to wyliczyć. W momencie, gdy mamy święta Wielkanocne – nie komentuję tego, bo rozumiem taką potrzebę – i wiele osób czuje potrzebę spotkania z rodziną, często starszymi osobami, nagle okazuje się, że wszystkie dane zaczynają się zmieniać. Model czy modelowanie to tylko próba i to próba przy pewnych założeniach. Na przykład przy założeniu, że wszyscy będziemy siedzieli w domu. Można też wyliczyć, co się stanie, jeśli nikt nie będzie siedział w domu.
Takie założenie też jest mało prawdopodobne.
Tak. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ile osób za tydzień będzie przestrzegało ograniczeń. Dlatego wynik z dzisiaj, jutro może okazać się zupełnie błędny. Nie da się tego przewidzieć, bo nie da się przewidzieć wszystkich elementów, które wpływają na rozwój wydarzeń.
Czy to oznacza, że w praktyce powinniśmy „pomagać” danym i jak najściślej stosować się do obostrzeń. Pytanie tylko: jak długo jeszcze? Sytuacja coraz bardziej daje nam się we znaki.
Tu jest mnóstwo elementów zupełnie niezwiązanych z epidemią. Jednym z nich jest stan gospodarki. Niewątpliwie zły stan gospodarki także wpływa na nasze życie. Zdrowie, ale także życie. Jak zatem wyliczyć, co wpływa bardziej – wirus czy zrujnowana gospodarka? Można znów zastosować różne modele, ale te znów mogą być uznane za błędne. Zresztą po czasie i tak nie będziemy w stanie powiedzieć, co by było, gdybyśmy zastosowali inną strategię. Nie odpowiem wprost na pytanie: co matematyka mówi na temat przyszłości, bo matematyka to nie wróżenie. To raczej pokazywanie zależności. To, co możemy zrobić, to policzyć o ile dłużej potrwa pandemia, jeżeli nie będziemy się stosowali do zaleceń. Być może ekonomiści są w stanie policzyć, jak długo będziemy wychodzili z kryzysu, jeżeli jeszcze przez tydzień, dwa lub miesiąc gospodarka będzie zamrożona. To wszystko, niestety, mniej lub bardziej, jest poruszaniem się we mgle. Serdecznie współczuję każdemu, niezależnie od tego kto, byłby tą osobą, kto musi podejmować decyzje na podstawie danych, które nie są pełne. Można oczywiście stwierdzić, że przy braku pełnych danych nie podejmujmy żadnych decyzji. Tyle tylko, że wtedy, a w kilku miejscach w Europie mamy na to dowody, że utracimy kontrolę nad sytuacją. Takimi miejscami są Włochy, Francja czy Hiszpania. My, będąc już jakoś przyzwyczajeni do relacji stamtąd, zdajemy sobie sprawę ze skali. W szczytowym momencie we Włoszech umierało ponad 1000 osób...
Włosi nie mieli niepełne dane? Nie mieli ich wcale?
Byli w gorszej sytuacji niż my. Pandemia w Europie zaczęła się od nich. U nas pierwszy przypadek koronawirusa zdiagnozowano po ok. 3 tygodniach od wykrycia we Włoszech. My mieliśmy prawie miesiąc na to, żeby przyglądać się sprawie. Wprowadziliśmy obostrzenia niemal natychmiast po pierwszej ofierze śmiertelnej, Włosi wprowadzili je, gdy ofiar mieli kilkaset. My zadziałaliśmy na początku epidemii, oni czekali.
U nas też nie brakowało głosów, że ograniczenia są na wyrost.
Obserwowałem takie komentarze w Polsce – po co myśmy wprowadzili jakiekolwiek obostrzenia przy tak małym przyroście zachorowań? Niektórzy przekonywali, że nowe zakażenia koronawirusem rzędu dziesięciu czy kilkunastu osób dziennie zupełnie gubią się w statystyce wielu innych chorób, choćby grypy. Tyle tylko, że na początku we Włoszech też się gubiło, ale gdy już ruszyło, nie dało się tego zatrzymać. Teraz Włosi najpewniej są już po maksimum, po przegięciu krzywej. Nie znaczy to jednak, że problem zniknął. Teraz nie przybywa już po 1000 osób dziennie, ale kilkaset. Po jakimś znów dojdą do poziomu, który w statystyce jest zupełnie pomijalny. Teraz z kolei już nie w Europie, a w Stanach Zjednoczonych jest zupełny dramat. Jeżeli dotąd każdego dnia, na wszelkie choroby umierało w Nowym Jorku ok. 100 osób dziennie, tak teraz jednego dnia, tylko przez COVID-19, umiera nawet 400 ludzi. To pokazuje skalę. Nie chcę przez to powiedzieć, bo nie jestem wróżbitą, że gdybyśmy nie podjęli zdecydowanych kroków, to w Polsce byłoby jak we Włoszech. Nikt tego nie wie, a matematyka nie daje odpowiedzi. Chcę tylko powiedzieć, że tam, gdzie nie podjęto działań lub podjęto je zbyt późno, sytuacja była gorsza niż w Polsce.
Druga część rozmowy z Tomaszem Rożkiem w piątek 17 kwietnia.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj