Tomasz Piechal

i

Autor: Mariusz Grzelak

Tomasz Piechal: Triumf demokracji czy inwigilacji

2012-04-19 4:00

Czy możemy czuć się w pełni swobodni i wolni w naszym państwie?

Triumf demokracji - chciałoby się rzec. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że tryb wprowadzenia nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej jest niezgodny z konstytucją. Przypomnijmy - zmiana zakładała możliwość utajnienia informacji ze względu na ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa. Sejm co prawda po trzech czytaniach zrezygnował z tej poprawki, ale Senat - a dokładniej szef senackiego klubu PO Marek Rocki - postanowił ją "doczepić" do ustawy. Gdy wróciła ona do Sejmu, posłowie - dziwnym trafem zmieniając zdanie - przyjęli ją na ostatnim posiedzeniu przed wyborami.

Abstrahując już od samego trybu wprowadzenia zmiany pt. "dopchnąć kolanem", sam zapis budził uzasadniony sprzeciw organizacji praw człowieka i opozycji. Bowiem w myśl tej poprawki - mocno ogólnikowej i niedoprecyzowanej - państwo mogło odmówić dostępu do jakiejkolwiek informacji, zasłaniając się "ważnym interesem gospodarczym państwa". I niby jak można by było to sprawdzić? Tajemnica to tajemnica. Wszystko opierałoby się więc na dobrej woli urzędników, a jak uczy historia - "dobra wola" i "urzędy" to wyrazy tak odległe od siebie jak ogień i woda, a "dobra wola urzędnicza" to w Polsce wciąż jeden z najzabawniejszych oksymoronów języka polskiego.

A więc triumf demokracji - chciałoby się rzec. Oj, chciałoby się, chciało, ale zimny prysznic zgotował nam już rzecznik prasowy PO Paweł Olszewski, który ze stoickim spokojem stwierdził, że... zmiana zostanie i tak wprowadzona. Dlaczego? Bo tego "wymaga interes państwa". Państwa? A może jednak władzy?

Warto postawić sobie to pytanie, bo jednak dreszcz niepokoju mogą budzić takie słowa z ust polityka partii rządzącej. Bo jednak zatrważa informacja, że Polacy są jednym z najbardziej inwigilowanych narodów Unii Europejskiej. Ogłosiła to w prima aprilis organizacja Panoptykon zajmująca się problemami kontroli władzy nad społeczeństwem. Mógłby to być bardzo dobry żart, gdyby nie fakty - w roku 2011 aż 1 mln 850 tys. 888 razy (sic!) sięgano po informacje wynikające z naszych połączeń telefonicznych. Dodajmy do tego, że operatorzy są zobowiązani przechowywać dane naszych kontaktów z ostatnich dwóch lat oraz że w Polsce jest aż 9 służb, które mogą po nie sięgnąć - obraz rysuje się nieciekawy i wart zastanowienia, czy to tak powinno wyglądać? I czy możemy czuć się w pełni swobodni i wolni w naszym państwie?

A więc czy to na pewno triumf demokracji?

Tomasz Piechal

Dziennikarz działu "Opinie"