"Super Express": - Ze zdjęć i filmów, które docierają do nas, jasno wynika, że sytuacja na Majdanie to już regularna wojna. Jesteś w Kijowie. Jak to wygląda na miejscu?
Tomasz Piechal: - W Kijowie rzeczywiście trwa wojna. Majdan jest cały czarny od spalonych opon, namiotów i drewna. Barykady cały czas zmieniają swój kształt, są na bieżąco przebudowywane. Co prawda to wszystko ogranicza się do centrum miasta, ale co jakiś czas słychać strzały. Jest wiele ofiar śmiertelnych i bardzo wielu rannych. Byłem w Pałacu Październikowym, który cały zalany jest kałużami krwi.
Zobacz: Ciała zabitych na ulicach Kijowa! UWAGA - SZOKUJĄCE ZDJĘCIA i WIDEO z Ukrainy
- Oficjalnie mówi się o prawie 65 ofiarach śmiertelnych. Twoim zdaniem ta liczba oddaje skalę przemocy?
- To już nieaktualny bilans. Kolejny dzień pacyfikacji Majdanu przyniesie na pewno zwiększenie liczby ofiar śmiertelnych. W tej wojnie bierze udział całe spektrum społeczeństwa ukraińskiego. Nie są to jedynie bezrobotni czy radykałowie z Prawego Sektora. Na barykadach są inżynierowie, informatycy, biznesmeni, studenci. Licznie reprezentowana jest więc klasa wyższa. Większość stanowią kijowianie, ale nie brakuje tu także ludzi z innych regionów Ukrainy.
- Kolejne próby pacyfikacji Majdanu przez władze kończyły się do tej pory jeszcze większą mobilizacją społeczną. Jak jest tym razem?
- Można odnieść wrażenie, że wtorkowe wydarzenia w Kijowie i ofiary śmiertelne, które one przyniosły, zmobilizowały społeczeństwo. Większość ludzi, którzy teraz są na Majdanie, pojawiła się na nim właśnie po eskalacji przemocy przez władze. Nastąpiła wojenna mobilizacja.
- Co mówią Ukraińcy, którzy stoją na barykadach?
- Nastroje są bardzo bojowe. Już wcześniej ludzie mówili, że nie ma odwrotu - albo my, albo Janukowycz. Dziś mobilizacja jest znacznie większa. Nikt nie ma zamiaru schodzić z Majdanu, dopóki Janukowycz i stworzony przez niego reżim nie przejdą do historii. Nie jestem przekonany, czy nawet zapowiedź wcześniejszych wyborów sprawi, że się wycofają. Nikt tu nie ufa władzy i deklaracjom, które ona składa.
- To władza. A co z polityczną opozycją? Ktoś jeszcze wierzy, że może coś ona zmienić, czy Ukraińcy biorą sprawy w swoje ręce?
- Zdecydowanie to drugie. Opozycję traktują jako narzędzie, które w rozmowach z Zachodem doprowadzi do odsunięcia Janukowycza od władzy. Tak jak to obserwuję, mamy do czynienia z powstaniem. Nie da się go powstrzymać zapowiedziami zmian w konstytucji czy dymisji kilku ministrów. Na to jest już za późno. Musimy też pamiętać, że władze uznały protestujących za terrorystów i w ramach akcji antyterrorystycznej może zostać użyta ostra broń. Ludzie o tym wiedzą. Wiedzą, że ryzykują swoje życie i są gotowi zginąć.
- Czy ktokolwiek mówi o strachu?
- Strach zniknął ze słownika ludzi tu zebranych. Rozmawiałem z 49-letnim mężczyzną, który powiedział mi, że on już się zmęczył strachem, który towarzyszył mu przez całe życie. Taki pogląd jest na Majdanie w zasadzie powszechny. Wydaje się, że kiedy nastąpi kolejny szturm, zginą kolejne dziesiątki osób, ale nikogo z protestujących nie zmusi to do powrotu do domu.
- Jak w Kijowie komentuje się decyzję władz, żeby ostrą amunicją spróbować rozpędzić Majdan?
- Wszyscy tu znają nieciekawą przeszłość Janukowycza. Dla Ukraińców, z którymi rozmawiałem, jest on zwykłym bandytą, który nie zna innych metod działania. Wiele mówi się też o tym, że Janukowycz nie ma zupełnie wpływu na wydarzenia. Większość osób twierdzi, że wszystko to dzieje się z inspiracji Kremla, który wykorzystując sieć kontaktów zbudowaną przez ostatnie 20 lat, pociąga teraz za sznurki. Dlatego nikt tu nie mówi o wojnie domowej, ale wojnie o wolność. Do wojny domowej musisz mieć bowiem po drugiej stronie barykady realną część społeczeństwa. Tu mamy za to bandytów, którzy chcą utrzymać się u władzy.