Mieszko I

i

Autor: Eastnews

Tomasz Panfil: Chrześcijaństwo było u nas znane już wcześniej

2016-04-18 4:00

- Za chrztem Mieszka stały bardziej powody osobiste niż polityczne - uważa prof. Tomasz Panfil z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

"Super Express": - Za nami oficjalne obchody 1050. rocznicy chrztu Polski. Czemu przywiązujemy do tego wydarzenia takie znaczenie? Czemu uważamy je za początek naszej państwowości?

Prof. Tomasz Panfil: - Chrzest, co oczywiste, włączał nas w krąg cywilizacji łacińskiej. Samo przyjęcie przez Mieszka wiary chrześcijańskiej sprawiło, że stał się władcą nieco innego kalibru. Władcą, za którym - zgodnie ze średniowiecznym myśleniem - stał sam Bóg. Wolter powiedział swego czasu, że kiedyś królem zostawał ten, który miał największą maczugę. Mieszko miał za sobą akceptację Boga, a to sprawiało, że mógł tworzyć państwo w jego średniowiecznym modelu.

- Mieszko przyjął chrzest wyłącznie z najbliższym swoim otoczeniem. Reszta jego księstwa była pogańska. Jak więc chrześcijańska legitymizacja jego władzy mogła budować jego autorytet?

- Jeśli spojrzymy na mapę określającą terytorium podległe władzy Mieszka, to były na niej Wielkopolska, Mazowsze, ziemia kujawska, łęczycka, sieradzka. Te ziemie, które dziś uznajemy za odwiecznie polskie, czyli choćby Małopolskę, wówczas do księstwa Mieszka nie należały. Należały do Czech. W związku z tym chrystianizacja na ziemi krakowskiej i sandomierskiej szła już ładnych kilkadziesiąt lat.

- Co to oznacza?

- Że Mieszko nie wprowadzał czegoś kompletnie nieznanego na ziemiach polskich. Znajdowały się one co prawda na peryferiach świata chrześcijańskiego, ale te koncepcje docierały do nas. Ze źródeł obcych możemy wnosić, że jeszcze w wieku IX na ziemiach polskich przebywały misje prowadzone przez Cyryla i Metodego. W roczniku Cyryla jest wzmianka, że usiłował wtedy ochrzcić księcia w Wiśle, czyli księcia krakowskiego, który mu odmówił.

- Czyli chrystianizacja ziem polskich nie była aż taką rewolucją?

- Oczywiście, ludzie trwali przy wierze przodków, ale chrześcijaństwo nie było dla nich jakimś absolutnym novum. Nie trzeba było wywracać do góry nogami całego ówczesnego porządku społecznego. Być może dotyczyło to słowiańskiej obyczajowości, do której zaczęły docierać nakazy i zakazy wiary chrześcijańskiej, obce religii pogańskiej.

- Dlaczego Mieszko zdecydował się na przyjęcie chrześcijaństwa w wersji łacińskiej, a nie greckiej - czyli bizantyjskiej? Przykład Rusi, ochrzczonej dwadzieścia lat później, pokazuje, że istniała taka możliwość.

- Do tej pory mówiło się, że za chrztem w obrządku łacińskim przemawiały motywacje polityczne. Że był to warunek sojuszu z Czechami. Że stała za tym zimna, pragmatyczna kalkulacja. Niewątpliwie Mieszko miał już wcześniej kontakt z chrześcijaństwem łacińskim, bo do Niemiec czy Czech było mu bliżej niż do Konstantynopola. Pamiętajmy, że czeska księżniczka Dobrawa - żona Mieszka - przybyła do jego stolicy rok przed chrztem i nie przybyła tu sama. Na pewno przyjechali z nią kapłani z rodzinnych stron, którzy nie byli bierni. Niewątpliwie prowadzili akcję misyjną. Nauczali Mieszka i jego najbliższych. Grunt był więc przygotowany i to nie tylko pod koncepcję polityczną, ale także emocjonalną.

- Jak pan to rozumie?

- Na tym polegała siła chrześcijaństwa, że ludzie się nawracali. Dawało im ono to, czego nie dawała im religia pogańska. Ta ostatnia nie nakładała na jej wyznawców żadnych obowiązków, ale też nic nie obiecywała. W chrześcijaństwie w zamian za przestrzeganie zasad możesz dostąpić życia wiecznego. To była atrakcyjna idea, która mogła przemówić do Mieszka.

- A co z kalkulacjami politycznymi? Mieszko był wielkim strategiem, który rozumiał, że przyjmując chrześcijaństwo, zacznie grać w innej lidze, czy po prostu bał się interwencji zbrojnych sąsiadów, którzy w imię misji ewangelizacyjnej zagarnęliby jego ziemie?

- Mieszko uznawany jest za pierwszego władcę Polski dlatego, że jego księstwo przekraczało granice plemienne. Przestał wystarczać jego osobisty autorytet, by utrzymać spójność podległych mu ziem. Potrzeba było innego czynnika i być może Mieszko tak pojmował chrześcijańską sakralizację władzy. Ale to mógł rozumieć on, a niekoniecznie jego pogańscy poddani. Dlatego nie należy tych motywacji politycznych przeceniać.

- Jak długo trwał proces chrystianizacji Polski? Profesor Karol Modzelewski uważa, że trwało to nawet 300 lat.

- Niewątpliwie to proces, który trwał kilka wieków. Trudno precyzyjnie określić, kiedy się zakończył. Jakimś wskaźnikiem na zaawansowanie chrystianizacji Polski może być to, że ok. XII w. zaczęły gwałtownie zanikać typowo słowiańskie imiona. Do pełnego sukcesu potrzeba było jednak jeszcze długiego okresu. Znamy XVI-wieczne narzekania, że lud polski odprawia gusła pogańskie w najkrótszą noc roku. To pokazuje, jak mozolny był to proces.

Zobacz: Historyczne Zgromadzenie Narodowe z okazji Chrztu Polski

Nasi Partnerzy polecają