Polska jest głęboko podzielona w kwestiach politycznych. PO i PiS, szczególnie po katastrofie smoleńskiej, szczelnie zagospodarowały nie tylko scenę polityczną, ale również emocje Polaków. W efekcie można momentami odnieść wrażenie, że żyjemy już w różnych krajach, w których trudno już nawet ustalić fakty.
Jedna Polska jest bowiem zieloną wyspą, w której wszystko zmierza ku lepszemu, wojsko błyskawicznie się profesjonalizuje, państwo zdaje wszystkie egzaminy, a sprawnie rządząca partia buduje autostrady, boiska i szkoły. Druga jest miejscem chronicznej katastrofy. Tu nawet istniejące trasy szybkiego ruchu zostały przebudowane tak, że zmieniły się w jednopasmówki, które stają się nieprzejezdne w czasie większych deszczów, armia została w zasadzie rozwiązana (jak pułk lotniczy), a ludziom żyje się coraz gorzej. Jeśli do tego dodać emocjonalny spór o Smoleńsk (czy był on zbiorowym samobójstwem, czy dowodem na głęboką nieskuteczność państwa polskiego), obraz staje się pełny.
Nie ukrywam, że mnie osobiście jeden z tych obrazów jest bliższy. Dowodem na to są liczne teksty publicystyczne. Ale jednocześnie mam głębokie przekonanie, że jeśli chcemy jako społeczeństwo zachować choćby możliwość porozumienia, to potrzebne są instytucje, które w ten bieżący spór partyjny nie wchodzą, które są dla wszystkich, bez względu na partyjne barwy. Taką instytucją zaś przez całą polską historię był Kościół katolicki. I trzeba zrobić wszystko, by tak się stało. I właśnie dlatego - odnosząc się zresztą do konkretnej sytuacji ks. Piotra Natanka - zdecydowałem się na kilka słów oceny zaangażowania najbliższego otoczenia kardynała Stanisława Dziwisza, które - co niestety widoczne - od dość dawna wspiera kandydatów jednej partii.
Ale, co też chciałbym podkreślić, gdyby jakakolwiek inna kuria organizowała rekolekcje tylko dla posłów Prawa i Sprawiedliwości, gdyby przed każdymi wyborami jakiś biskup - w świetle kamer i fleszy - spotykał się z kolejnymi kandydatami PiS i zapewniał, że Jan Paweł II był wielbicielem i fanem tych właśnie, którzy teraz startują w wyborach, czy gdyby jego głównym współpracownikiem był rodzony brat wybitnego polityka tej partii, to też trzeba by przeciw temu protestować. A powodem byłoby dokładnie to samo: obrona niezależności Kościoła i jego zdolności do bycia matką dla wszystkich, bez względu na poglądy polityczne. W obecnej gorącej atmosferze politycznej jest to trudne i choćby dlatego trzeba unikać wszelkich posądzeń o stronniczość. I nawet jeśli są one nieco wyolbrzymione, bezpieczniej jest je wziąć pod uwagę, niż zbywać ostrymi słowami.
Tomasz P. Terlikowski
Redaktor naczelny portalu Fronda.pl