Tomasz Nałęcz: Zawsze kłóciliśmy się nad grobami

2010-07-20 10:00

Nawet gdy uznawaliśmy jakąś postać za wielką, przy jej pochówku pojawiały się wątpliwości. Słowackiego też "upartyjniono" - uważa prof. historii Tomasz Nałęcz

"Super Express": - W cieniu kłótni o krzyż pod pałacem mówi się już o przyszłym pomniku upamiętniającym katastrofę smoleńską. To będzie pomnik zgody, czy znów się nie uda?

Prof. Tomasz Nałęcz: - Skończy się kłótnią. Nikt nie ma wątpliwości, że ofiarom tej tragedii należy się pomnik. I na tym powszechna zgoda się skończy. Pojawi się gorący spór o miejsce upamiętnienia oraz odpowiedzialność prezydenta Kaczyńskiego za katastrofę.

- Na razie nie jest to poważna hipoteza. Coraz więcej fragmentów stenogramów wskazuje nawet na błąd lub brawurę pilota.

- Nigdy nie zgodzę się z wersją, że zawinił pilot. Za dobrze znam i szanuję to środowisko, żeby uwierzyć, że pilot naraziłby kogokolwiek sam z siebie. Nie odpowiada mi prześmiewczy ton posła Palikota, ale nie zgadzam się też z opinią, że nie powinniśmy o tym dyskutować. Z braku dyskusji i refleksji biorą się takie decyzje, jak pochówek na Wawelu, który był politycznym wynoszeniem prezydenta na narodowy piedestał...

Przeczytaj koniecznie: Wojna o krzyż na Krakowskim Przedmieściu

- Na ten piedestał wyniesiono kilka postaci, w których przeszłości można doszukać się rzeczy niezbyt chwalebnych. Generał Sikorski leży na Wawelu właściwie dlatego, że zginął w katastrofie pełniąc służbę…

- No nie! Generał Sikorski był premierem rządu na uchodźstwie, Naczelnym Wodzem. Człowiekiem, który swoimi decyzjami we wrześniu 1939 roku ratował ciągłość państwa polskiego, heroicznie o nie walcząc…

- …...a jednocześnie osłabiał to państwo, zamykając w obozach internowania wiele wybitnych osób. Tylko dlatego, że byli jego przeciwnikami politycznymi. W czasie wojny!

- Można powiedzieć, że w ten sposób chciał uczynić swoją politykę skuteczniejszą. Pamiętajmy, że mówiąc o wydzielonych obozach, do których trafiali przeciwnicy Sikorskiego, musimy wspomnieć o tym, że już w 1940 r. usiłowano go odsunąć od władzy na drodze zamachu stanu. Nie ma jednak w historii postaci ocenianych jednoznacznie. Pochówek Lecha Kaczyńskiego przypominał tylko jedno podobne wydarzenie i był nim pogrzeb marszałka Piłsudskiego. Tylko te dwie postaci pochowano na Wawelu, zanim historia wydała o nich osąd. W przypadku Piłsudskiego dystans kilkudziesięciu lat potwierdził jego wagę w dziejach. Lech Kaczyński musi na taki osąd jeszcze poczekać.

- Czy w ciągu minionych 200 lat Polacy potrafili dojść do zgody w sprawie pochówku i upamiętnienia którejś z ważnych postaci naszej historii?

- Chyba tylko w przypadku Reymonta. Nie tylko nie było kłótni, ale licytacja, kto w lepszy sposób uczci tę postać. Autor "Chłopów" zmarł niedługo po otrzymaniu Nagrody Nobla, był raczej człowiekiem centrum, unikającym ostrych sądów w jedną czy drugą stronę. I zdecydowano się na miejsce znakomite. Jego grób dał początek Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach.

- I na Reymoncie zgoda się skończyła.

- Zawsze kłóciliśmy się nad grobami. Nawet gdy uznawaliśmy jakąś postać za wielką, pojawiały się wątpliwości. Weźmy przypadek Słowackiego. Nawet ludzie nielubiący jego poezji nie podważą jego wielkości. W międzywojniu przeciwko pochowaniu go w grobach królewskich protestował Kościół. Pamiętał mu drastyczne oceny papieża związane z obojętnością Watykanu wobec powstania listopadowego.

- Przy okazji endeccy publicyści dołożyli mu za to, że był ulubionym poetą Piłsudskiego.

- Tak, Słowackiego też "upartyjniono". Nie podobał się też Żeromski, któremu wypomniano postępowe poglądy. Kontrowersje budziły także pochówek i upamiętnienie Romana Dmowskiego czy Józefa Piłsudskiego. Krytyka Grobu Nieznanego Żołnierza była zaś odpryskiem walki politycznej z gen. Sikorskim, który forsował ten projekt jako minister spraw wojskowych.

- Śmierć głowy państwa w trakcie kadencji siłą rzeczy narzuca porównania z zabójstwem Gabriela Narutowicza…

- I przy zachowaniu wszelkich proporcji dzisiejszy spór też w jakiś sposób przypomina tamtą atmosferę. Porównywanie nagonki na Narutowicza z krytyką prezydenta Kaczyńskiego jest jednak ignorancją i nieuczciwością. Narutowicza obrzucono stekiem inwektyw i pomówień. Tak o Lechu Kaczyńskim nie mówili nawet najskrajniejsi wrogowie. Mówię o proporcjach, bo tamta atmosfera doprowadziła szalonego człowieka do popełnienia zbrodni. Co więcej, po śmierci prezydenta część endecji adorowała grób zabójcy - Niewiadomskiego i krzyż, który pocałował przed wykonaniem na nim wyroku śmierci. Jak widać, awantura o krzyż nie jest u nas niczym nowym.

- Narutowicz do dziś nie ma jednak pomnika ani tablicy pamiątkowej w miejscu zabójstwa.

- Uczczono go jednak w inny sposób, który jako naukowcowi spodobałby mu się zapewne bardziej. Mówię o budowie miasteczka akademickiego im. Narutowicza w Warszawie. Istnieje do dziś, służąc studentom od czasów przedwojennych. Kompleks przy placu Narutowicza przetrwał wojnę niemal nienaruszony. Natomiast tablice pamiątkowe i pomniki endecja rzeczywiście blokowała, choć była tylko w opozycji.

Prof. Tomasz Nałęcz

Historyk, polityk lewicy