Czy rekonstrukcja rządu uratuje koalicję? Adam Traczyk: Potrzebna jest wizja, nie tylko zmiany kadrowe

2025-07-12 5:57

O tym, czy rekonstrukcja rządu i nowa polityka komunikacyjna mogą odwrócić spadkowy trend poparcia dla koalicji rządzącej, a także czy Donald Tusk powinien oddać stery młodszemu pokoleniu, rozmawiamy z Adamem Traczykiem, dyrektorem More in Common Polska. Nasz rozmówca ocenia, że bez jasnej wizji i spójnego działania koalicjanci mogą nie wykorzystać swojej ostatniej szansy.

Donald Tusk

i

Autor: MAREK KUDELSKI / SUPER EXPRESS

Czy rząd wie, jakiej chce Polski?

„Super Express”: - Przedłużają się prace nad rekonstrukcją rządu, która – w połączeniu z nową polityką informacyjną – ma dać impuls do odbudowy poparcia dla koalicji. To ten przypadek, kiedy od mieszania herbata stanie się słodsza?

Adam Traczyk: - Czas pokaże. Polityka informacyjna rządu faktycznie pozostawiała wiele do życzenia, była rozproszona, niespójna i niewystarczająco aktywna. Rząd w wielu kwestiach był reaktywny, pozwalał opozycji narzucać tematy i narracje. Poprawa na tym polu może więc pozwolić złapać władzy trochę oddechu. Ale ważniejsze będzie, czy – trzymając się herbacianej analogii – uda się nie tylko zamieszać, ale i faktycznie dosypać łyżeczkę lub dwie cukru. To znaczy, że podobnie jak w przypadku rekonstrukcji ważniejsza od formy będzie treść. Zarówno nowy układ rządowy, jak i polityka komunikacyjna muszą służyć wizji. Rządzący muszą sobie i społeczeństwu udzielić odpowiedzieć na pytanie, jakiej Polski w zasadzie chcą i wówczas dobrać do realizacji tej wizji właściwe narzędzia.

- Patrząc na badania CBOS, które mierzą stosunek Polaków do kolejnych rządów, obecne ekipa ma poparcie, które notowaliśmy przy okazji wcześniejszych w ich schyłkowej fazie istnienia. Koalicja ma gdzie szukać źródeł optymizmu? Są badania, które dają jej nadzieję na uratowanie władzy?

- Najlepszymi badaniami społecznymi są wybory. Wynik tych prezydenckich pokazał, że Polacy są zawiedzeni obecną władzą, ale powyborcze badania wskazały niekoniecznie są przekonani do alternatywy. Głos na Karola Nawrockiego był często pochodną chęci pokazania władzy żółtej kartki, ale nie entuzjastycznym poparciem kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Widzieliśmy także, że wielu wyborców, którzy w 2023 roku głosowali na którąś z partii koalicji teraz została w domu.

- To była bolesna absencja, która może się powtórzyć?

- To ciągle strategiczna rezerwa obozu władzy. Pytanie, czy uda się ją ponownie pobudzić do głosowania. Pewnym sojusznikiem rządzących jest też czas – mają ponad dwa lata na wyjście z dołka, a to w polityce bardzo dużo czasu. Wszystko rozbija się jednak o pytanie, czy rządowi uda się przedstawić Polakom atrakcyjną wizję przyszłości i podjąć wiarygodne działania ku jej realizacji. Będzie to wymagało także dużej dozy dyscypliny od koalicjantów.

- Jaką muszą odrobić lekcję?

- Muszą oni wreszcie zrozumieć, że sukces będą mogli osiągnąć tylko wspólnie, a nie przeciw sobie. To znaczy, że partie tworzące koalicję mogą liczyć na dobry wynik wyborczy w 2027 roku tylko w sytuacji, gdy dobrze oceniany będzie cały rząd. Dziś natomiast często można odnieść wrażenie, że poszczególni koalicjanci próbują zdobywać poparcie kosztem albo poprzez krytykę innych koalicjantów lub wręcz całego rządu. Zamiast się przekrzykiwać, koalicjanci – jak w dobrym chórze – muszą połączyć wielogłos w jedną melodię.

- Historycznie rzecz biorąc rekonstrukcje rządów nigdy nie przekładały się na odmianę losu kolejnych ekip. Zyskiwały tylko na krótko, kiedy zmieniał się szef rządu. To jest ten moment, kiedy koalicja powinna spróbować ucieczki do przodu w postaci wymiany Donalda Tuska?

- W obecnej rzeczywistości politycznej decyzję o wymienia Donalda Tuska na stanowisku premiera może podjąć tylko sam Donald Tusk. Nie ma po stronie obecnych partii koalicji polityka o podobnym autorytecie, który mógłby obecnemu premierowi rzucić wyzwanie, a i koalicjanci nie są w stanie wymusić na Tusku rezygnacji. Natomiast Jarosław Kaczyński pokazał, że można skutecznie rządzić z tylnego fotela i jednocześnie dokonywać zmian na stanowisku premiera, aby służyły one szerszej strategii politycznej. Dlatego PiS wymienił Beatę Szydło na Mateusza Morawieckiego. Czy Tusk jest w stanie podążyć podobną drogą? A jeśli tak, to kto mógłby pełnić taką rolę? Na horyzoncie brakuje naturalnych kandydatów, a i sama Koalicja Obywatelska ma złe doświadczenia z byciem osieroconym przez Tuska – zarówno będąc u władzy, gdy stery przejęła Ewa Kopacz, jak i w opozycji. Być może optymalnym rozwiązaniem byłoby pozostanie obecnego premiera na stanowisku, ale przy jednoczesnym rozpoczęciu budowania pozycji polityków młodszej generacji, którzy mogliby poprowadzić Koalicję Obywatelską do wyborów w 2027 roku.

- Czy sama koalicja przez wewnętrzne targi o kształt rekonstrukcji nie przegapiła momentu, kiedy miałoby to jakiś większy sens?

- Wracamy do punktu wyjścia. Rekonstrukcja jest wtórna względem planów i programu rządu. Polaków nie interesuje, że powstanie takie czy inne super-ministerstwo albo zlikwidowane zostanie inne, jeśli nie będzie jasno zakomunikowane, czemu ma to właściwie służyć i jakie efekty będą „dowiezione”. Niemniej, dotychczasowe doniesienia o połączeniu kilku mniejszych ministerstw w super-resorty gospodarki i energii świadczą, że rządzący będą dążyć do lepszej koordynacji w tych kluczowych obszarach. Od ogólnego stanu portfeli Polaków w 2027 roku w dużej mierze będzie bowiem zależeć ocena koalicji i jej wynik wyborczy. Przyśpieszenie transformacji energetycznej – z budową ogromnych farm wiatrowych na Bałtyku i elektrowni atomowej na czele – może być dla tej koalicji natomiast jakże potrzebnym symbolem ambicji rozwojowych.

- Same dyskusje, co który z koalicjantów będzie musiał poświęcić w odchudzaniu rządu, nie rozbujały i tak już niestabilnej łódki? Bo jak się spojrzy, na działania Szymona Hołowni i ich ocenę przez koalicjantów, to wielu chętnie by się go z koalicji pozbyło raz na zawsze.

- To, co spaja koalicję, to obawa przed utratą władzy w przypadku wcześniejszych wyborów. Ten strach dyscyplinuje szeregowych posłów silniej niż przynajmniej część liderów. Szymon Hołownia nocnym spotkaniem z Jarosławem Kaczyńskim zalicytował wysoko chcąc wybić się na polityczną niepodległość. Pytanie tylko, czy faktycznie ma on mocne karty, czy nie był to zbyt czytelny blef, po którym albo zostanie on na lodzie, albo będzie musiał podkulić ogon. Jednocześnie pewne przeciąganie liny pomiędzy koalicjantami jest naturalne. Niemniej dla społecznego odbioru koalicji ważne jest, żeby w pewnym momencie przestała ona zajmować się sobą, uporządkowała swoje sprawy i skupiła się na służeniu interesom Polek i Polaków.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki