"Super Express": - Premier Ewa Kopacz popłynęła Dunajcem z pochodniami. Czy nie obawia się pan, że w Polsce rodzi się faszyzm?
Prof. Tomasz Nałęcz: - Pan chyba żartuje! Przecież flisacy od wielu lat pływali Dunajcem z pochodniami. To jeszcze galicyjska tradycja, której początków należy szukać pod koniec XIX wieku. Roku panu nie podam, bo jestem historykiem idei, nie specjalizuję się w tradycjach ludowych.
- O faszyzm pytam nieprzypadkowo. Kilka lat temu, gdy Prawo i Sprawiedliwość organizowało miesięcznice smoleńskie, mówił pan, że kojarzy się to fatalnie, właśnie z ruchami faszystowskimi.
- Ale oczywiście że tak. Bo czym innym jest marsz polityczny z pochodniami, a czym innym pływanie Dunajcem. Sam też pływałem z pochodnią, nic złego w tym nie ma.
- Ale w przypadku Prawa i Sprawiedliwości marsze służyły nie promowaniu czegokolwiek, a upamiętnieniu ludzi, którzy zginęli w Smoleńsku. A z pochodniami chodziła również Platforma Obywatelska. Podczas marszów promujących Unię Europejską. To też należy uznać za promowanie faszyzmu?
- W ogóle odradzałbym partiom politycznym maszerowania z pochodniami. Owszem - w wielu epokach światło było ważnym symbolem. Jednak od XX wieku marsze z pochodniami kojarzą się jednoznacznie. Z ruchem faszystowskim. Oczywiście, ludzie maszerujący dziś mogą nawet o tym nie wiedzieć. Ale tak to się jednak kojarzy. To kwestia smaku i wrażliwości.
- Prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz z nazizmem i zjazdem NSDAP w Norymberdze kojarzył się nawet proponowany pomnik światła dla ofiar katastrofy smoleńskiej. To już chyba duża przesada?
- Pani prezydent nawet przedstawiła w programie telewizyjnym zdjęcie z tego zjazdu. Moim zdaniem to rzeczywiście przesada. Pomniki światła, instalacje występują w różnych miejscach. Trudno nazwać to przejawem nazizmu. Podobnie jak nie można tak określić oświetlenia budynku. Natomiast wspomniane marsze z pochodniami to już jednak coś zupełnie innego. Szczególnie w Warszawie, mieście, które tyle ucierpiało z rąk nazistowskich Niemiec.
Zobacz: Sławomir Neumann: Rozliczymy się z rządów Tuska i PO
- W kampanii przeciwko Polsce uczestniczył też Claus von Stauffenberg. Prezydent Bronisław Komorowski został ostro skrytykowany za udział w uroczystościach ku czci tego oficera. Czy prezydent RP powinien jechać na upamiętnienie nazisty, który w dodatku walczył przeciwko Polsce, był antysemitą i nienawidził Polaków?
- Krytykowanie prezydenta za to, że wziął udział w uroczystościach ku czci człowieka, który chciał zabić Hitlera, za co zapłacił życiem, jest nie na miejscu. Prezydent wspomniał zresztą w swym przemówieniu o antysemityzmie i antypolonizmie Stauffenberga. Oczywiście delikatnie, bo to było w rocznicę śmierci Stauffenberga. Który owszem, miał ciemne karty w życiorysie, ale zginął za to, że chciał obalić reżim III Rzeszy. A podróż prezydenta była podróżą pożegnalną. Każdy ustępujący prezydent powinien odwiedzić wszystkich sąsiadów. Bronisław Komorowski właśnie to zrobił.
- Wiesław Gałązka, ekspert od wizerunku politycznego, sugerował we wczorajszym "Super Expressie", że prezydent Komorowski po złożeniu urzędu powinien stanąć na czele Platformy Obywatelskiej. Że to jedyna szansa na to, by partia ta odzyskała poparcie i wygrała wybory. Rzeczywiście prezydent powinien tak zrobić?
- Prezydent zapowiedział już, że w wyborach parlamentarnych nie wystartuje. Uważam, że ma rację. Przez pięć lat z racji sprawowanego urzędu dystansował się od Platformy Obywatelskiej. Teraz wchodzenie do tej partii i stawanie na jej czele byłoby działaniem bardzo dziwnym. Zresztą Platforma Obywatelska ma swoje władze, struktury. I to one podejmą decyzję, jak prowadzić kampanię, jaka ma być strategia partii.
- Jaka więc będzie przyszłość Bronisława Komorowskiego po zakończeniu kadencji?
- Prezydent powiedział, że będzie chciał powołać instytut będący fundacją. Jak będzie to wyglądać w szczegółach - zobaczymy. Na razie Bronisław Komorowski skupia się na tym, by godnie zakończyć swoje urzędowanie. Szczegóły dotyczące przyszłości poznamy po 6 sierpnia, czyli po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy.