"Super Express": - Jak przeżył pan pierwszy w dziejach Polski atak w cyberprzestrzeni?
Prof. Tomasz Nałęcz: - Taki atak to poważne zagrożenie. Teraz obserwujemy raczej pewną demonstrację. Nie ma przecież na celu niszczenia czy szkodzenia państwu. Ci, którzy protestują, zaatakowali przecież strony czysto informacyjne, a nie ściśle związane z funkcjonowaniem państwa jako takiego.
- W chwili naszej rozmowy strona Prezydenta RP już działa, a Premiera RP wciąż nie... Ludzie prezydenta zareagowali na te wydarzenia lepiej niż ci od premiera?
- Na pewno byliśmy w ocenie tej sytuacji bardziej refleksyjni. Nie ulega jednak wątpliwości, że protestujący chcieli w tej sytuacji załatwić coś u premiera, a nie prezydenta. I to do tamtych drzwi trzeba było łomotać, a nie do naszych.
- Ta demonstracja może się okazać skuteczna? Polska może się sprzeciwić zapisom, które w opinii krytyków godzą w wolność słowa, a także wolność gospodarczą?
- Powiedziałbym, że ma spore szanse powodzenia. Reakcje pokazują, że obawy wobec ACTA popiera spora część obywateli. Widzą zagrożenie dla wolności w Internecie. Choć psioczymy na niektóre treści, to jesteśmy do tej wolności w sieci przywiązani. I być może władza na drugi raz będzie chciała swoje decyzje w takich przypadkach skonsultować.
- Rzecznik rządu Paweł Graś uznał, że rządowe strony padły w wyniku dużego zainteresowania internautów...
- Nieco się pospieszył i być może nadmiernie chciał rzecz zagłaskać. Trudno spodziewać się wysypu zainteresowania obywateli treściami stron rządowych. W nocy z soboty na niedzielę Polacy robią różne rzeczy, ale akurat poszukiwania informacji na temat aktywności i osiągnięć rządu wśród tych rzeczy nie widzę... Minister Graś padł trochę ofiarą swojej wiedzy na ten temat, którą nie do końca potrafił przekazać.
- Sprawa protestu i tej ustawy dotyka kwestii konsultacji społecznych różnych zapisów prawnych, których po prostu nie ma. Ten atak na strony rządowe zmieni tę praktykę?
- Dostrzegam pewne minusy tej demonstracji w cyberprzestrzeni. Nie ukrywam jednak, i chyba nie narażę się prezydentowi, gdy powiem, że widzę więcej plusów niż minusów tej sytuacji. To dowód aktywności obywatelskiej. Nie jestem naiwny i zdaję sobie sprawę, że akcję sprawnie zorganizowali nie tylko spontanicznie zebrani obywatele. Ale wpisuje się ona w ciąg zachowań na świecie, których bez Internetu by nie było. Przy zachowaniu proporcji tak było z arabską wiosną czy demonstracjami w Rosji. Jest tu wspólny mianownik. I dobrze. To może być łatwiejsze i skuteczniejsze niż tradycyjne demonstracje. Te przebijają się głównie wtedy, gdy są pieszczochami mediów.
Prof. Tomasz Nałęcz
Minister w Kancelarii Prezydenta RP