Tomasz Nałęcz: Zawsze uczyliśmy mało praktycznie

2011-09-01 4:00

Dlaczego przed wojną nauczyciel to był ktoś wyjątkowy, a dziś jest to ktoś zwyczajny, i dlaczego nie ma sensu uczyć się greki

- Jako znawcy II RP zdarza się panu marzyć, że jest pan przedwojennym akademikiem?

- Nie. Ale często wracam myślami do badanego przeze mnie okresu przedwojennego. Staram się traktować historię jako nauczycielkę życia.

- Do niczego częściej we współczesnej Polsce nie odwołuje się z czasów II RP, niż do przedwojennej edukacji. Faktycznie była taka o niebo lepsza?

- Ludzie zawsze mają skłonność do znajdowania w przeszłości "złotego wieku", idealizowania przeszłości. Przedwojenna polska szkoła miała niewątpliwe zasługi i zalety, a także niewątpliwie słabości i przewagi w porównaniu ze współczesną. Jej siłą był etos nauczycielski, poczucie misji, świadomość, że wyrywa się społeczeństwo mentalnie z zaborów. Nauczyciel nie był zwykłym pracownikiem jak inni. Był strażnikiem ogniska narodowego. Szkoła to był najładniejszy budynek we wsi, nawet jeśli dzisiejszy nauczyciel by do niego nie wszedł.

- A słabości?

- Przedwojenna edukacja wciąż była dobrem elitarnym, wiele osób było analfabetami albo wykształcenie kończyło po czterech latach szkoły podstawowej. Tak naprawdę te dwa okresy, jeśli chodzi o edukację, trudno porównywać, bo warunki były zupełnie inne.

Ale jak już ktoś miał maturę, to było chyba coś?

- Tylko, że traktowano ją powszechnie jako wyższe wykształcenie i zresztą była bardzo mało dostępna. A na wyższe uczelnie trafiało zaledwie kilka procent osób. Z drugiej strony trzeba przyznać, że przedwojenne uniwersytety reprezentowały bardzo wysoki poziom. Ale dla wybranych.

- Dziś na wyższe uczelnie trafia przynajmniej kilkanaście procent Polaków, ale poziom kształcenia bywa różny - z częstą tendencją do marnego.

- To normalne, że umasowienie jakiegoś dobra powoduje spadek jakości. Ale jednak upowszechnienie wyższej edukacji jest dużym sukcesem.

- Dostrzega pan takie błędy, które popełniano i wtedy, i dziś?

- Polska szkoła zawsze była nadmiernie przeładowana teorią, a było w niej zbyt mało praktyki. Tak było w czasach zaborów, uczniom wbijano na przykład do głów, obok łaciny, niezbyt potrzebną już w ich czasach grekę. Potem Druga RP to poprawiła tylko do jakiegoś stopnia, i dziś też to się chyba jeszcze nie dosyć poprawiło. Wciąż nasza szkoła jest przeteoretyzowana.

Tomasz Nałęcz

Profesor historii, doradca prezydenta RP