"Super Express": - W wywiadzie dla TVP prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że na referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz się nie wybiera. Takie stawianie sprawy jest godne urzędu, którzy sprawuje, a który powinien stać na straży demokratycznych procedur?
Tomasz Nałęcz: - Prezydent nie składał żadnej deklaracji, a jedynie odpowiedział uczciwie na zadane mu przez dziennikarza pytanie. I to odpowiadał dość niechętnie. Nie wprost, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że w referendum udziału nie weźmie.
- To jest jednak forma deklaracji.
- Jestem przekonany, że nie były to słowa prezydenta RP, ale mieszkańca Warszawy. Bo jak każdy mieszkaniec stolicy stoi przed dylematem, co zrobić w tym referendum.
- Nie jestem przekonany, czy można rozdzielić rolę prezydenta i obywatela. Szczególnie w tym przypadku. Nawet jako warszawiak powinien promować uczestnictwo w tej jak najbardziej demokratycznej procedurze.
- Prezydent zawsze broni procedur demokratycznych. Z urzędu stoi na straży konstytucji i całą swoją działalnością polityczną pokazuje, że demokracja jest mu niezwykle bliska. W tym konkretnym przypadku niewzięcie udziału w referendum też jest dozwoloną formą demokratyczną. Formuła referendum zakłada bowiem, że niewzięcie w nim udziału też jest wyrażeniem swojego stanowiska.
- Ale nie promuje aktywności obywatelskiej.
- Niezasadne jest utożsamianie frekwencji w wyborach z frekwencją w referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta, jak robią to niektórzy. Jeżeli ktoś uważa, że akcja jego odwoływania nie jest w interesie miasta, a jedynie partyjną awanturą, może to najskuteczniej wyrazić, nie biorąc udziału w plebiscycie. Największym problemem tych, którzy chcą odwołać prezydent, jest frekwencja. A jeśli ktoś nie chce odwołania prezydent, a pójdzie zagłosować w jej obronie, łatwo może się okazać, że jego głos przyczynił się do pozbawienia go funkcji.
- I postawa prezydenta i wcześniej premiera, który wzywał do bojkotu referendum, nie jest podyktowana strachem?
- Widzę istotną różnicę między postawą prezydenta i premiera. Donald Tusk sformułował pewien apel do mieszkańców Warszawy z pozycji politycznych jako lider partii i człowiek niebędący członkiem tej wspólnoty. Prezydent żadnych apeli nie formułował i nie będzie tego robił. Pozostawia decyzję swoim współmieszkańcom. Po prostu pytany poinformował, jak sam się w tej sytuacji, jako mieszkaniec stolicy, zachowa.Jestem przekonany, że Polacy cenią sobie uczciwość tej opinii. Nie ukrywa przed nimi, co sam zrobi, ale do niczego nie wzywa.
-Prezydent Komorowski przez trzy lata swojej prezydentury wiele zrobił, aby przekonać Polaków do tego, że nie jest partyjnym nominantem, ale prezydentem wszystkich obywateli, bez względu na sympatie polityczne. Nie rujnuje tego wizerunku swoim publicznie wyrażonym stosunkiem do referendum?
- Ależ nie. Pan prezydent uważa po prostu tę akcję referendalną za szkodliwą dla Warszawy. Zmiana władz na rok przed wyborami samorządowymi nie jest zbyt rozsądna z punktu widzenia interesów stolicy.
- A także z punktu widzenia Platformy Obywatelskiej...
- Prezydentowi bardzo zależy na rozwoju samorządności. Jest zaniepokojony, że partyjne smoki postanowiły pożerać kolejne dziewice tej samorządności. Dlatego swoją postawą chce się tej łapczywości przeciwstawić.
- Mam wrażenie, że paradoksalnie wspiera łapczywość PO.
- W żaden sposób. Pan prezydent weźmie udział w wyborach samorządowych i nie sądzę, by wtedy agitował za jakąś opcją polityczną. Dziś warszawiak stoi nie przed dylematem, kto zostanie prezydentem stolicy, ale czy na najbliższy rok zdezorganizować funkcjonowania miasta, czy nie.
Prof. Tomasz Nałęcz
Doradca prezydenta RP