"Super Express": - Okrzyknięto pana aferzystą, a mimo to chce pan startować do parlamentu. Nie wstyd panu. Ma pan moralne prawo ubiegać się o fotel senatora?
Tomasz Misiak: - Sprawy Misiaka nie było! Jeśli mówimy o moralności, to spytajmy, czy moralne było postępowanie ludzi, którzy wbrew faktom i wbrew prawdzie oskarżali mnie o rzeczy, które nie miały miejsca. Dowód? Wystarczy przeanalizować procesy, jakie wygrałem z politykami i mediami, które obrzuciły mnie błotem. Nie postąpiłem niezgodnie z prawem lub moralnością.
- Naprawdę nie widzi pan nic niemoralnego w tym, że jako przewodniczący Senackiej Komisji Gospodarki przygotowywał pan specustawę stoczniową, a następnie pana firma wygrała przetarg na pośrednictwo pracy dla stoczniowców?
- Ustawa jasno precyzowała, że pełną realizację pośrednictwa pracy realizuje Agencja Rozwoju Przemysłu wraz z urzędami pracy. Podczas prac nad tą ustawą fizycznie było niemożliwe stwierdzenie, że ARP rozpisze przetarg na firmę, która zajmie się tym pośrednictwem. Nie miałem pojęcia, że coś takiego się wydarzy. Poza tym w sprawie pośrednictwa ustawa odwoływała się do przepisów sprzed lat. Są na to dokumenty.
Przeczytaj koniecznie: Największy skarb senatora Tomasza Misiaka to Rybka (ZDJĘCIA!)
- Ale przetarg się odbył i wygrała go pana firma. Kiedy pan zdecydował o tym, że startujecie w tym konkursie?
- To kolejny nieprawdziwy fakt, który wielokrotnie był prezentowany. Nie byłem głównym akcjonariuszem spółki. Miałem 30 proc. akcji, byłem w radzie nadzorczej. Spółka miała zarząd, który podejmował samodzielne decyzje. Rada nadzorcza spotykała się raz na kwartał. O tym, że startujemy w przetargu, dowiedziałem się niedługo przed rozstrzygnięciem tego konkursu. Poinformowałem prezesa zarządu, że nie chce mieć z tym tematem nic wspólnego. A w tym, że firma wygrała ten przetarg, nie ma nic dziwnego: Work Service jest największym podmiotem tego typu w kraju.
- I ani jednego telefonu w tej sprawie pan nie wykonał? Nie pomógł w uzyskaniu milionowego kontraktu?
- Ten przetarg był badany przez wiele instytucji, m.in. CBA. Nie znaleziono przykładów złamania prawa, procedur ani na to, że ktoś używał wpływów, naciskał. Powtarzam: największa firma w tej dziedzinie miała prawo wystartować w tym przetargu. Nawet senatorowie PiS w czasie komisji regulaminowej, która miała badać sprawę, stwierdzili po trzech minutach, że nie ma się czym zajmować.
- Prokuratura badająca aferę hazardową też nie znalazła przykładów łamania prawa. A jednak Drzewiecki zrezygnował ze startu w wyborach, mało prawdopodobne jest kandydowanie Chlebowskiego.
- Ale gdyby się okazało, że panowie Sobiesiak i Chlebowski się nie znali, że nigdy się nie spotkali, a wszystko zostało sfingowane przez innych? Czy wtedy można by było rozmawiać o moralnym prawie zakazującym im bycia w polityce? Nie zrobiłem nic złego. I wiele instytucji, a nawet politycy opozycji, tak samo stwierdzili.
- Ale Donald Tusk postawił pana w jednym szeregu z Chlebowskim i Drzewieckim.
- Nie rozumiem, dlaczego tak postąpił. Nie miał do tego najmniejszych powodów i przesłanek. Szanuję tę decyzję. I dlatego zdecydowałem się na start w wyborach jako kandydat niezależny. Zostałem nieuczciwie, niezgodnie z prawdą obrzucony błotem. Nawet prawnicy PO doskonale wiedzą, że jestem niewinny. W kampanii europejskiej podali do sądu PiS, a jego spot wyborczy został zablokowany przede wszystkim ze względu na to, iż wspomniano w nim o sprawie Misiaka.
- Dlaczego zatem Tusk nie potrafi panu wybaczyć i nie chce umieścić na listach PO?
- Nie zabiegałem o poparcie PO. Donald Tusk dwa lata temu podjął zbyt pochopną decyzję. Wydaje mi się, że premier bazował na nieprawdziwych informacjach, które wówczas były podawane.
- Premier Tusk nie dostrzega, że ucieka mu taki diament?
- Nie ma ludzi niezastąpionych. Mam wobec tego olbrzymią pokorę. Donald Tusk jest liderem partii rządzącej i diamentów w jego otoczeniu jest wiele.
- Nie ma pan nic na sumieniu, jednak swojego majątku się pan pozbył.
- W moim imieniu tym majątkiem zarządza fundusz. Nie przepisałem go na matkę, żonę... Jako jeden z nielicznych polityków zrobiłem to, czego oczekiwał Donald Tusk.
- A pan za wszelką cenę chce zostać w polityce. Po co?
- Takie samo pytanie zadaje mi żona. To mój obowiązek. Uważam, że w polityce powinni być doświadczeni ludzie, którzy odnieśli sukces. Jeśli dla nich nie będzie miejsca, to zastąpią ich modelki, przedstawiciele show-biznesu.
- Ale jako senator niezależny nie będzie pan miał prawdziwego wpływu na politykę.
- Będę głosem rozsądku, logiki i sumienia.
- Nie boi się pan, że w czasie kampanii co chwila będzie wypominana sprawa Misiaka?
- Każdą osobę powtarzającą kłamstwa podam do sądu w trybie wyborczym, wygrane przeznaczając na dobroczynność. Organizacje charytatywne z radością na to czekają.
Tomasz Misiak
Senator niezrzeszony, dawniej członek PO