Minister Piotr Gliński był gościem w porannym programie radia RMF FM u redaktora Roberta Mazurka. Rozmowa zaczęła się spokojnie, w miłej atmosferze, a pierwszym tematem były nominacje do Oscara dla filmu "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego. Gliński zwrócił uwagę na zdjęcia do filmu, ale i podkreślił, że trzy kategorie to niemały wyczyn: - Ja muszę powiedzieć, że zdjęcia czarno-białe na ogół już robią wrażenie, przez to, że są inne niż te do których już przywykliśmy. Ale to są faktycznie świetne zdjęcia i to mu trzeba oddać. W trzech kategoriach, więc to jest rzecz rzadko spotyka, by film nieamerykański, czy nieangielski...
I tak toczyła się rozmowa, aż w końcu najbardziej zaskoczyła internetowa część wywiadu. Prowadzący rozmowę chciał zapytać premiera o to jak to było z dotacją przyznaną dla Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku: - W czerwcu 2018 roku obiecał pan ECS w Gdańsku dotację w wysokości 7 mln, a w październiku się pan rozmyślił i stwierdził, że da tylko 4 mln. Czy powodem jest polityczne zaangażowanie ECS? - powiedział dziennikarz.
To pytanie wyprowadziło Glińskiego z równowagi. Spokojny zwykle minister rzuciło ostro, że jeszcze przed wywiadem prosił, by redaktor nie pytało go o... śmierć Pawła Adamowicza. I chociaż w pytaniu nie padło ani jedno słowo o prezydenta Gdańska, to Gliński ostro zareagował: - Mówiłem o tym panu przed rozmową. Nie będę mówił o sprawach Gdańska w związku ze śmiercią prezydenta Adamowicza. Jeszcze dwa tygodnie nie minęły od tych dramatycznych wydarzeń. Nie będziemy rozmawiać na ten temat - po czym rzucił, że informacje dziennikarza nie są rzetelne, rzucił mikrofonem i wyszedł ze studia. Wszystko jest na nagraniu. Zobaczcie, jak wyglądało całe zdarzenie.
Minister postanowił wytłumaczyć się ze swego zachowania. Na Twitterze napisał: - Na rozmowę z red. Mazurkiem zgodziłem się tylko pod warunkiem nieporuszania tematów w jakichkolwiek sposób związanych z tragiczną śmiercią prezydenta Pawła Adamowicza. Uważam, że wymaga tego okres żałoby. Wszyscy potrzebujemy więcej ciszy i refleksji, a nie młócki medialnej. Redaktor dał słowo. A następnie je złamał na antenie. To widocznie było dla mnie za wiele…