"Super Express": - Wzbudził pan poruszenie swoim wpisem na blogu, w którym pada zdanie: "Niemcy okazały się najpotężniejsze na kontynencie, uległy pokusie, aby znów podporządkować sobie resztę Europy". Nie jest to przesada i odwoływanie się do typowych dla PiS antyniemieckich haseł?
Prof. Ryszard Terlecki: - Przesady w tym zdaniu nie ma, bo od lat obserwujemy konsekwentną działalność władz niemieckich, dążących do wzmocnienia pozycji Niemiec na arenie międzynarodowej. Dodając do tego nieuniknioną zmianę, która już zachodzi w Europie, trudno oczekiwać, że Niemcy nie ulegną pokusie "rządzenia" w Europie.
- Cały czas jest to jednak odwoływanie się do niemieckiej przeszłości. Pana pytanie: "Czy Europa, która pamięta dwie wojny światowe wywołane przez Niemców - może sobie na to pozwolić?", wskazuje, że patrzy pan na naszych zachodnich sąsiadów przez pryzmat historii, a nie współczesności. A przecież dzisiejsze Niemcy to zupełnie inne państwo.
- Naturalnie, Niemcy znakomicie sobie poradzili ze swoim dziedzictwem i bardzo wytrwale pracowali nad tym, byśmy również mieli takie przekonanie. Tyle tylko, że po zjednoczeniu ich polityka historyczna uległa znacznej zmianie. Obok wątku poczucia winy za II wojnę światową pojawiły się dwa nowe elementy - eksponowanie wszystkich epizodów, w którym Niemcy przeciwstawili się totalitaryzmom, np. Sophie Scholl czy von Stauffenberg oraz postawienie narodu niemieckiego jako równorzędnej ofiary wojny. Te zmiany pozwalają Niemcom nie tylko zrzucić z siebie ten karb win, ale również postawić pytanie: co dalej? Jaką rolę odegramy w przyszłości?
- Czy można im się dziwić?
- To, że chcieli wrócić do normalności, to absolutnie normalne dążenie narodu. Ale teraz, w czasie kryzysu, nagle się okazuje, że Niemcy - wzmocnione od samego początku swoim zaangażowaniem w projekty integrujące Europę - są w stanie gospodarczo i politycznie ją sobie podporządkować.
- Dokładniej Unię Europejską, którą - według pana słów - popierają obecnie "lewackie mniejszości, komuniści, imigranci, sprzedajni dziennikarze oraz łapczywa finansjera".
- A kto inny popiera dzisiaj dalszą integrację, jeśli nie lewica? W Polsce najbardziej proeuropejskimi partiami są SLD oraz Ruch Palikota. To jednak o czymś świadczy. Dla lewicy zdobycie władzy jest możliwe tylko wtedy, kiedy rozmontowana zostanie tradycyjna wspólnota narodowa. A do tego najlepszym instrumentem są imigranci, którzy nie czują się najczęściej w obowiązku integrować ze społeczeństwem, w którego państwie się osiedlili. I wówczas wspierają oni w wyborach lewicę, jako tę stronę politycznej areny, która gwarantuje im najlepsze warunki do życia.
- Pan mówi lewica i imigranci, a ja mówię, że po prostu Polacy wspierają Unię, bo przez ostatnie lata czerpią ogromne korzyści z przynależności do UE. Wystarczy spojrzeć, do ilu inwestycji w Polsce dołożyła w ostatnich latach.
- Ale ja nie jestem przeciwko Unii Europejskiej! UE to był bardzo dobry pomysł w momencie, w którym powstał. Obecnie jednak odeszło się już niemal całkowicie od oryginalnej idei, na której była oparta Wspólnota. Czyli od idei Europy opartej na tradycji, rodzinie, uczciwej pracy, o chrześcijańskich korzeniach. To zostało obecnie niemal całkowicie pogrzebane i budzi we mnie ogromny niepokój.
Prof. Ryszard Terlecki
Historyk, poseł PiS