"Super Express": - Kto stoi za wczorajszymi atakami na moskiewskie metro?
Wiktor Bater: - Władze mówią o czeczeńskich separatystach i wiele wskazuje na to, że mają rację. Tylko oni mają wystarczająco dużo sił, środków i doświadczenia, by przeprowadzić taki zamach. Władze mówią też, że to zemsta za ubiegłotygodniowe przechwałki przedstawicieli rosyjskich struktur siłowych po zlikwidowaniu kilku czołowych terrorystów czeczeńskich. Bojownicy odgrażali się w Internecie, że za te działania krwawo się zemszczą, uderzając w najbardziej czułe miejsca Rosji. Najbardziej prawdopodobny ślad prowadzi więc na Kaukaz Północny. Może to też oznaczać wstęp do większej wojny partyzanckiej w centrum rosyjskiej stolicy.
- Na akt zemsty może wskazywać miejsce zamachu.
- To prawda. Stacja metra Łubianka znajduje się obok siedziby Federalnej Służby Bezpieczeństwa i centrum antyterrorystycznego, a zarazem dawnego budynku KGB. Drugi, nieudany zamach miał być dokonany przy budynku MSW. Akcja była też dokładnie przemyślana. Pierwsza bomba wybuchła za pięć ósma na Łubiance, a pół godziny później kolejna - czego nikt się nie spodziewał - pięć kilometrów dalej, na stacji Park Kultury.
- Dlaczego świetnie wyszkolone służby specjalne nie są w stanie przeciwdziałać takim atakom?
- Nie da się z potoku dziesięciu milionów obywateli codziennie jeżdżących metrem wychwycić tych kilku terrorystów. Nie ma możliwości, by każdego podejrzanego prześwietlić, sprawdzić, wylegitymować. Dlatego ataki na metro są najprostsze do przeprowadzenia. Jeśli terroryści będą chcieli znów uderzyć, zrobią to bez większego problemu.
- Jaka była reakcja Kremla?
Czytaj dalej >>>
- Tuż po zamachu Putin powiedział, że terroryści będą likwidowani bez litości w każdym miejscu i o każdej porze. Wcześniej mówił, że wytropi terrorystę nawet w kiblu. Rozprawę z terroryzmem zapowiedział też prezydent Miedwiediew.
- Zamach można jednak postrzegać jako klęskę dotychczasowej polityki Rosji na Kaukazie Północnym i Zakaukaziu.
- Ta klęska nastąpiła już dawno. Cotygodniowe zapewnienia władz o tym, że sytuacja jest stabilna i znajduje się pod kontrolą można włożyć między bajki. W tym regionie, z dala od kamer, od lat toczy się cicha, partyzancka wojna domowa. Prowadzą ją radykalni muzułmanie, którzy wbrew zapewnieniom władz federalnych wciąż się odradzają.
- Jak wygląda sytuacja w centrum Moskwy w kilka godzin po zamachach?
- Chaos w mieście trwał między ósmą a dziesiątą. Stolica była jak oblężona. Kilka godzin po zamachach metro zapełniło się jednak pasażerami. Pytani o to, czy się nie boją, odpowiadali, że tak, ale nie mają wyjścia. Chyba że zrezygnują z pracy. Zwykli Rosjanie nie mogą jednak liczyć na bezpieczeństwo. Zwiększone patrole sprawdzają głównie zameldowanie. Za jego brak pobierają grzywnę i puszczają wolno. Taka jest skuteczność rosyjskich służb bezpieczeństwa.
Wiktor Bater
Korespondent "Polsat News" w Rosji