- Restauracja w parlamencie w Brukseli była kiepska, teraz jest mniej zła, ale podawane tam wina wciąż nie powalają, a moim wielkim negatywnym zaskoczeniem jest słabość piwnicy winnej w Strasburgu. Żeby serwowali coś takiego? To horror – wypalił Jacek Saryusz-Wolski w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną.
ZOBACZ TEŻ: O tym się nie mówi. Pięciu polskich europosłów ZAŁATWIŁO sobie...
Cóż to muszą być za okropne trunki, które tak bardzo zniechęcają naszego europosła! Czyżby były to wina podobne do tych z dyskontów, które pijają zwykli mieszkańcy Europy? Oj, coś nam się wydaje, że polityk odleciał na inną orbitę.
Europoseł szczyci się tym, że jest koneserem wina. Kiedyś nawet o mały włos nie kupił winnicy! Nie wyszło, teraz pozostały mu do picia wina, które kupi sobie sam. A te należą do najszlachetniejszych. W końcu kiedy zarabia się 30 tys. zł miesięcznie, stać go na najdroższe trunki.
- To prawda, wcześniej pijałem je tylko wtedy, gdy za to nie płaciłem, na przyjęciach. Z pensji polskiego urzędnika na takie wina nie można było sobie pozwolić, z pensji europosła już tak – przyznał szczerze. Co ciekawe, jego asystentka oprócz tego, że zna się na zawiłościach unijnych przepisów, jest też sommelierką. Jak twierdzi poseł, czasem doradza mu nawet w doborze win!
ZOBACZ TEŻ: Polityk PiS przeprasza za porównanie Tuska z Hitlerem