"Super Express": - Według najnowszych danych Eurostatu gospodarki Niemiec i Francji odnotowały wzrost, co jest interpretowane jako koniec kryzysu. Czy wpłynie to również na kondycję polskiej gospodarki?
Krzysztof Rybiński: - Strefa euro - a w szczególności Niemcy - to główny partner handlowy Polski. Jeżeli tamte gospodarki zaczynają rosnąć, jest to dla nas dobra wiadomość. Polscy przedsiębiorcy, którzy sprzedają towar do Niemiec, powinni odczuć wzrost popytu. Pamiętajmy tylko, że mówimy o wzroście PKB w wysokości 0,3 proc. w drugim kwartale 2009 r. w porównaniu do pierwszego kwartału. Teraz spójrzmy na to w skali całego roku: w Niemczech jest to ciągle 6 proc. niżej niż w tym samym czasie w zeszłym roku, a we Francji 3 proc. niżej.
-Jak by nie było, wzrost zawsze cieszy. Co sprawiło, że sytuacja poprawiła się?
- Wpłynęły na to trzy czynniki.
- Pierwszy...
- Rządy tych państw zwiększały wydatki, próbując pobudzić popyt. Najlepszym tego przykładem są stosowane w Niemczech dopłaty do złomowanych samochodów, które spowodowały wzrost zainteresowania kupnem nowych pojazdów.
- Drugi...
- Spodziewając się bardzo głębokiej recesji firmy ograniczyły zapasy. Ponieważ recesja nie jest tak głęboka jak przewidywano, okazało się, że zapasy są zbyt małe i należy je odbudować. To również dobrze wpływa na ożywienie gospodarcze.
- Trzeci...
- Poprawiła się sytuacja gospodarcza w Azji. Dzięki temu takie kraje, jak Niemcy i Francja, były w stanie istotnie zwiększyć swój eksport na tym kierunku.
- Kiedy wrócą "stare, dobre czasy"?
- Ekonomiści wciąż się spierają, jaki będzie kształt spodziewanego ożywienia. Zdaniem optymistów kryzys i ożywienie będą miały kształt litery "V" - co by znaczyło, że w pierwszym, drugim kwartale tego roku sięgnęliśmy dna i teraz nastąpi dynamiczne ożywienie. Mniej optymistyczni analitycy twierdzą, że interesujący nas proces przybierze kształt litery "U" - oznacza to, że na dnie będziemy nieco dłużej i prawdziwe ożywienie zacznie się w drugiej połowie 2010 r.
- Historia dowodzi, że każdy upadek poprzedza renesans...
- Skromne 0,3 proc. to co najwyżej "renesansik". Ale owszem, pesymiści widzą literę "W". Ich zdaniem teraz obserwujemy ożywienie, ale po nim nastąpi jeszcze jedno dno recesji - w roku 2010. Ale na szczęście ci, którzy mówili o literze "L" - tzn. że przyjdzie porządne tąpnięcie, a później nastąpi stracona dekada - nie mieli racji, gdyż działania rządów i banków centralnych na skalę niespotykaną w historii ludzkości spowodowały, że taki wariant nie spełni się.
Krzysztof Rybiński
Były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego, profesor Szkoły Głównej Handlowej
Obietnice premiera Tuska nie pomogą polskiej armii
- Misje zagraniczne są ważne, nie zapominajmy jednak o rozwoju całości polskich sił zbrojnych - mówi Andrzej Kiński, ekspert w dziedzinie wojskowości "Super Express": - W Święto Wojska Polskiego premier Donald Tusk złożył nieoczekiwaną wizytę żołnierzom biorącym udział w misji w Afganistanie.
Andrzej Kiński: - I zdecydował się na śmiałą deklarację: że dla naszej armii misje są najważniejsze.
- To błąd?
- Na miejscu premiera unikałbym tak kategorycznych stwierdzeń. Nie neguję kluczowego znaczenia misji, ale pragmatyczna ocena powinna być taka: jeżeli będzie dobrze z wojskiem w kraju, to jego sytuacja na misjach też będzie lepsza.
- Żołnierze skoszarowani w Polsce nie ryzykują codziennie życia.
- To prawda.
- Tymczasem premier przylatuje do Afganistanu i widzi, że z dziesięciu śmigłowców działa pięć...
- I obiecuje pomoc. Ja jednak od najważniejszych polityków w państwie oczekuję nie działań o charakterze doraźnym, lecz konstruowania długofalowych strategii. Jeżeli będziemy inwestowali w sprzęt równomiernie, to ogólny poziom nowoczesności armii znajdzie odbicie również w tym, co dzieje się na misjach. A to, czego nasi żołnierze potrzebują na misjach, jest równie niebędne w kraju. Np. bezzałogowe aparaty rozpoznawcze. A taki sprzęt - poza niewielkimi orbiterami, które nie mogą być lekiem na całe zło - w wojsku polskim nie występuje. Inwestując wyłącznie w misje - zwłaszcza w okresie mizerii finansowej - wywracamy program przezbrajania jednostek w Polsce. Nie wolno dopuścić do sytuacji, w której dla chwilowej poprawy wizerunku politycznego załatamy problemy w Afganistanie, a jednocześnie zakłócimy rozwój całości naszych sił zbrojnych. Mamy już armię zawodową, która będzie dążyła do tego, żeby - bo to nie są synonimy - być profesjonalną. Taka armia będzie musiała zwiększyć intensywność szkolenia. A przy zdezolowanym sprzęcie może to doprowadzić do pojawiania się wypadków w kraju: a to śmigłowiec spadnie, a to samolot, a to amunicja wybuchnie w czołgu.
- Potrzeby są duże, pieniędzy jest mało. Co robić?
- W przypadku bezzałogowców leasingujmy sprzęt na użytek misji afgańskiej. Testujmy go i wybierajmy najlepszy. To wzmacnia potencjał polskich sił zbrojnych bardziej niż obietnice, które często nie mają pokrycia.
Andrzej Kiński
Ekspert w dziedzinie wojskowości, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa"