"Super Express": - Ostatnie wywiady Kamila Durczoka i Moniki Olejnik z Ewą Kopacz zyskały sobie uznanie na prawicy. Jako naczelny prawicowego medium przyjąłby ich pan do siebie jako antyrządowych dziennikarzy?
Paweł Lisicki: - Muszę przede wszystkim zauważyć, że oba te wywiady były dobrze przeprowadzone i obnażyły całkowite nieprzygotowanie pani premier do prowadzenia naprawy polskiego górnictwa.
- Politycy PO przywykli raczej, że w TVN24 i Radiu Zet mogą się czuć względnie bezpiecznie. Czemu tym razem Ewa Kopacz musiała się aż zdenerwować na dziennikarzy?
- Myślę, że w przypadku Kamila Durczoka mógł zaważyć fakt, że sam pochodzi ze Śląska. Być może przemawiał przez niego lokalny patriotyzm i poczuł, że występuje trochę w imieniu ludzi, którzy tam protestują. Wydaje mi się, że mogło też chodzić o to, że nieprzygotowanie Ewy Kopacz było na tyle jaskrawe, iż nie można było nad tym przejść do porządku dziennego.
Czytaj też: Górnicy wrócili do domów. "Nigdzie nie ma prowadzonych akcji protestacyjnych"
- Co tak mogło zdenerwować Monikę Olejnik, że nie odpuściła premier?
- Cóż, w obu tych przypadkach trzeba zauważyć, że pewien poziom profesjonalizmu u dziennikarzy, niezależnie od ich poglądów, jest obecny. Oczywiście, sympatia może zaważyć na stylu rozmowy, ale to może się zdarzyć raz czy dwa. W końcu jednak ostrzej trzeba było potraktować panią premier. W każdym razie i Kamil Durczok, i Monika Olejnik wykonali porządnie swoją robotę.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail