Hubert Biskupski: To była debata?

2010-06-28 4:00

Jeżeli to, co zobaczyliśmy w niedzielny wieczór, to była debata - to ja chyba nie rozumiem tego słowa. Debata to przerzucanie się argumentami, rozmowa o ważnych sprawach, które tyczą obywateli - to także emocje. A co dostaliśmy? Gładkie zdanka, wystudiowane minki i sprawne odpowiedzi przygotowane przez ludzi ze sztabów wyborczych. Do tego trzeba jeszcze doliczyć porządną dawkę nudy.

Co ciekawe, obaj panowie K. rozkręcili się bardziej dopiero, gdy zgasły światła w telewizyjnym studiu i mogli wygadać się przed kamerami reporterów, gdzieś na korytarzu czy na trotuarze przed gmachem telewizji.

Patrz też: Hubert Biskupski - inne felietony

I może tu właśnie leży problem? W tak zwanym otoczeniu kandydatów, które w trosce o to, żeby żaden z nich się nie poślizgnął, robi co może. Ale skoro obaj panowie K. czują się lepiej poza studiem, to może w środę powinni się spotkać i porozmawiać w mniej formalnych okolicznościach przyrody. Nie musi to być od razu ring czy koc rozłożony w parku na trawie - tego nie wymagam i nie chcę.

Chciałabym tylko usłyszeć racje dwóch polityków dojrzałych na tyle, żeby móc sprawować ten ważny urząd. Urząd prezydenta. Nie życzyłabym sobie bowiem, żeby w kraju nad Wisłą, w pałacu pod kryształowym żyrandolem siedział prezydent, który ożywia się i gardłuje tylko w ciasnym korytarzu, a w studiu w blasku reflektorów traci rezon i swobodę.