Najpierw dowiedziałem się, że prokurator, którego w środę miałem gościć na konferencji poświęconej inwigilacji dziennikarzy, próbował popełnić samobójstwo. Podczas konferencji facet po prostu wyciągnął z szuflady pistolet i strzelił sobie w usta.
Ponoć mamy niższe statystyki samobójstw niż Węgrzy, Litwini czy Japończycy, ci ostatni zdaje się to w ogóle lubią. Ale znane samobójstwa po polsku zawsze wyglądają nader specyficznie. A to, swojego czasu, człowiek będący symbolem pomieszania się biznesów postkomunistycznych z gangsterką trzykrotnie strzelił sobie w brzuch, a lekarze i biegli zgodnie stwierdzili, że zrobił to sam. Potem gangster "Baranina" w austriackim więzieniu alarmował, że chcą go zabić, a w końcu przestał alarmować, bo się powiesił. A potem życie sobie odbierali w celach kolejni ludzie oskarżeni o współzamordowanie Krzysztofa Olewnika.
Epidemia wyrzutów sumienia dopadała tych zimnokrwistych zbirów jednego po drugim, a każdy miał akurat w celi taki kącik, gdzie mógł się obwiesić poza zasięgiem kamer. O sowieckim poecie Majakowskim mawiano, że jego ostatnie słowa przed samobójczą śmiercią brzmiały: "Towarzysze, nie strzelajcie".
Nie wiem, czy w przypadku powyższych samobójstw tak było, ale świadectwem normalności to one nie były. Podobnie jak to ostatnie, na szczęście nieudane, podczas którego ważny prokurator i oficer strzela do siebie niemal przy dziennikarzach, a do tego tak dziwnie, że przestrzeliwuje sobie policzek.
Zaraz po tym, jakby na sygnał, szef prokuratury wojskowej wprost atakuje swojego przełożonego, prokuratora generalnego, co wygląda jak zupełny już pucz.
W całej sprawie wypowiada się prezydent, który nie widzi powodu do żadnych odwołań, a uważa, że "trzeba rozpocząć debatę". Pewnie, po co prokuratorów zwalniać i dymisjonować, lepiej poczekać aż się nawzajem wystrzelają, takiej "opcji zerowej" to nawet Macierewicz nie chciał przeprowadzać.
Premier z kolei nie przerywa urlopu, bo jak tłumaczy jego człowiek - to "są wewnętrzne sprawy prokuratury". Zewnętrzne zapewne zaczynają się dopiero wtedy, kiedy prokuratorzy zaczynają strzelać do ludzi spoza ich branży. A do tego wszystkiego niedoszły samobójca zamiast być odciętym od świata i otoczonym ścisłą opieką lekarską - jak wydaje się w takich przypadkach powinno się robić - krótko po strzale wypowiada się dla mediów na temat stanu swojego policzka.
Tkwimy w paszczy szaleństwa. W Związku Radzieckim mawiano niekiedy, że normalni ludzie są tam tylko w zakładach psychiatrycznych, czyli osławionych psychuszkach będących de facto więzieniami dla opozycjonistów.
Obawiam się, że u nas normalnych nie ma już ani tu, ani tu.