"Super Express": - W badaniach SMG/KRC Platforma zanotowała rekordowy spadek poparcia o 9 punktów procentowych. Czy to spodziewane od dawna zmęczenie władzą?
Prof. Wawrzyniec Konarski: - Trudno już coś przesądzić, ale Donald Tusk przesadził, starając się zbyt długo utrzymać retorykę miłości. Premier jest szalenie zdolnym eliminatorem osób mogących zagrozić jego pozycji. Robi to inaczej niż Jarosław Kaczyński, jest to zawoalowane, ale też bardziej efektywne. Takie trwanie przy rzekomej retoryce miłości, a zarazem przy statusie jedynego sprawiedliwego w PO nie mogło być wieczne. Może bowiem zostać odczytane jako nieumiejętność doboru osób na ważne stanowiska w rządzie. Premier wpadł tu trochę we własne sidła, mając problem z przejściem z jednego sposobu uprawiania polityki na inny.
- Afera hazardowa nie kosztowała PO aż tak dużo. Co okazało się krokiem za daleko? Wyrzucenie posłów PiS z komisji czy też afera wokół NFZ i chorych na raka?
- Raczej wyrzucenie posłów PiS z komisji. Platforma miała od początku olbrzymi kredyt zaufania zarówno w społeczeństwie, jak i wśród dziennikarzy. Wiele jej wybaczano, nie reagowano nawet na gesty ewidentnie aroganckie. Teraz stworzono wobec społeczeństwa pewną grę pozorów chęci wyjaśnienia udziału członków Platformy w aferze, którą nazwałbym lobbingową. Mówiąc A, trzeba jednak powiedzieć B. Nie można w takiej sytuacji eliminować z komisji posłów opozycji, którzy mogliby być dociekliwi i domagać się wyjaśnienia afery. Taka sytuacja pokazała wiarołomność PO, której nie wytrzymało wielu sprzyjających jej ludzi. Poczuli się oszukani, gdy Platforma udowodniła, że nie chce grać fair i instrumentalnie poszukuje rozmaitych kruczków.
- Dla Tuska taki spadek powinien być chyba sygnałem ostrzegawczym?
- Zdecydowanie nie powinien go lekceważyć. Tak dużego spadku Platforma nie zanotowała jeszcze w żadnych badaniach, i może to mieć charakter przełomu. Tusk wie, że musi skończyć z uprawianiem retoryki miłości i szuka nowych środków oraz pomysłu na swoje działania. Inną sprawą może być jednak to, czy premier będzie zainteresowany prezydenturą. W przypadku Tuska prezydentura miałaby sens tylko wtedy, gdy miałby pewność, że na czele rządu postawił polityka bardzo lojalnego wobec siebie. Zarazem musiałaby to być postać, która nie zagrozi podziałami w Platformie. Kompetencje premiera dają bowiem zbyt realną władzę, by Tusk kandydował, nie mając pewności, że znalazł odpowiedniego człowieka.
- Mówi się, że już znalazł. Jana Krzysztofa Bieleckiego.
- Otóż nie. Bielecki w takiej sytuacji nie może być premierem. Objęcie tej funkcji przez człowieka określanego mentorem Tuska oznaczałoby kompletną marginalizację innych polityków PO, którzy mają w tej partii swoje frakcje. Szefa Platformy czeka naprawdę koronkowa i trudna praca, w której musi zadowolić różne nieformalne grupy wewnątrz ugrupowania. Wydaje się, że Bielecki jako premier mógłby być raczej pretekstem do buntu niż unifikacji.
Prof. Wawrzyniec Konarski
Politolog, wykładowca SWPS i Uniwersytetu Warszawskiego