Kto ma przycisk do inflacji
Nieszczęściem opozycji spod znaku Platformy jest kompletny brak poważnych propozycji poza atakowaniem rządu. Najdobitniej widać to w sprawie straszenia drożyzną. Mateusz Morawiecki przynajmniej, w przeciwieństwie do premiera Tuska sprzed dekady, coś w tej sprawie robi i są to rzeczy konkretne.
Podobno dziś nie wypada się publicznie chwalić wyjazdami turystycznymi, bo są demoralizujące, a w dobie covidowej ludzie powinni siedzieć na czterech literach w domach. Trudno. Przyznaję się. Pojechałem na narciarski urlop do Włoch. Nie jestem sam, bo na stokach w okolicach Trydentu czy Bolzano słychać wyłącznie polski. Wszyscy mają tę samą refleksję – jest drogo. Drogo, szczególnie dlatego, że w tej okolicy inflacja jest wyższa niż w pozostałych częściach Włoch, a włoska rodzina wydaje tu średnio ponad 100 euro miesięcznie więcej niż jeszcze przed rokiem. Znacie to? Tak jest wszędzie. Ktoś powie – tam i tak nie taka inflacja jak u nas. To popatrzcie na wzrost zarobków w Polsce i we Włoszech w ciągu ostatnich pięciu lat. I w końcu – na ceny benzyny. Bezołowiowa 95 – dziś prawie 2 euro. W Polsce – niecałe 1,3 euro. Chyba da się zauważyć różnicę.
Ktoś w internecie zamieścił film, jak na Orlenie zmienia się cena przed wciśnięciem przycisku inflacyjnego i tuż po. Najpierw cena zwykłej bezołowiowej wynosi 5,91 zł. Potem zostaje wciśnięty przycisk, czyli podatek VAT na paliwo zostaje obniżony do poziomu 8 proc. Potem w tym samym miejscu cena wynosi 5,19 zł. Dla przypomnienia, Donald Tusk mawiał kiedyś w obliczu inflacji, że nie ma „przycisku inflacyjnego”.
To konkretne działanie, jedno z bardzo wielu. Nie wiem, czy na dłuższą metę pomoże, tak jak nie wiem, czy dobrze zrobiły rządy krajów rozwiniętych całego świata, drukując pieniądze, by ratować gospodarki przed lockdownem. Ale jaki jest patent na to formacji politycznej, która rządzenie Polską zrzucała na Brukselę i Berlin, bo „państwo istnieje tylko teoretycznie”? Żaden.