"Super Express": - W trakcie sporu z pani ojcem Adamem Karolem Czartoryskim stwierdziła pani, że on "nienawidzi Polaków". Dlaczego? Nie spędził w Polsce zbyt wiele czasu.
Tamara Czartoryska: - Nie wiem, dlaczego mój ojciec nienawidzi Polaków. Jest skomplikowanym człowiekiem. Najwyraźniej nie był w stanie pogodzić się z wywłaszczeniem wszystkich dóbr, które spotkało nasz ród za reżimu komunistycznego. A także z przymusowym wysiedleniem z Polski. Mój ojciec uważa się za nieustannego wierzyciela Polski i Polaków. Że mają wobec niego dług.
- A pani?
- Żyję w zupełnie innych czasach i być może dlatego widzę w Polsce swoje korzenie i odczuwam dumę z bycia członkinią dużej rodziny. Czuję powołanie do ochrony dziedzictwa mojego rodu i do odwzajemnienia tego, co otrzymywaliśmy przez stulecia. Chcę zwrócić pieniądze fundacji i zagwarantować, że zostaną spożytkowane w Polsce, w służbie użyteczności publicznej, zgodnie z prawidłowo realizowanym planem.
- Pani macocha Josette Calil miała chcieć przelać pieniądze na zagraniczne rachunki, twierdząc, że "Polakom nie można ufać". Pani zarzucono jednak, że też chce pieniędzy do celów prywatnych.
- Fakty są powszechnie znane: wszyscy członkowie rady, z wyjątkiem mnie, otrzymali pieniądze z fundacji. Moja macocha wraz z ojcem dostała je od polskiego rządu na zagraniczny rachunek. Ja nie otrzymałam od fundacji żadnej kwoty.
- Choć mogła pani otrzymać?
- Tak, Maciej Radziwiłł wielokrotnie pytał mnie, ile chciałabym dostać. W ostatnim e-mailu ojciec obiecał na moją fundację aż 2 mln euro. Odmówiłam. Jestem jedyną potomkinią mojego ojca. Gdyby moim zamiarem było zatrzymanie pieniędzy dla osobistych przyjemności, zrobiłabym to, co tak często doradzał mi szef fundacji Maciej Radziwiłł: "Siedź cicho i czekaj na spadek". Nie chcę dostać niczego, co do mnie nie należy.
- Jeszcze niedawno pokazywała się pani z ojcem publicznie. Zostawił matkę i panią, kiedy miała pani siedem lat, prowadził styl życia playboya, ale miała pani z nim dobry kontakt.
- Kocham ojca, darzę go szacunkiem. Myślę, że rozbieżność między nami sprowadza się do postrzegania Polski i fundacji. Dla ojca Polska jest źródłem władzy i przywilejów. Przyjeżdża tu w poszukiwaniu dochodu utrzymującego jego styl życia w Hiszpanii. Dla mnie jest źródłem obowiązków, gdzie muszę stać na straży pamięci o moim rodzie, składać hołd mojemu dziedzictwu, prowadzić działalność filantropijną.
- To wielkie słowa, a w tle jest nowa żona pani ojca. Przytoczyła pani podejrzenia wobec jej rodziny, handel bronią. To nie jest sprawa osobista?
- Nie podoba mi się to, co przeczytałam w internecie o rodzinie Calilów. I tak, obawiam się, że wpłynie to na naszą reputację. Choć to sprawa prywatna mojego ojca. Josette nie jest Polką, nie urodziła się Czartoryską, nie ma z ojcem dzieci. Pamięć o rodzie Czartoryskich, nasze dziedzictwo ani fundacja nie wzbudzają w Josette Calil żadnych emocji. Dlatego miała silną motywację do ponaglania sprzedaży kolekcji i przesłania funduszy za granicę. Te pieniądze mogą zagwarantować jej i jej dzieciom spadek, na jaki nigdy nie miałaby szans.
- Pani ojciec zagroził, że jeśli pani nie przestanie wypowiadać się o fundacji, to "w odpowiedzi zniszczy pani wiarygodność". O co chodzi?
- Tak napisał do mnie Maciej Radziwiłł. Przypuszczam, że chcą stworzyć wrażenie, jakobym była niewiarygodna. Fakty mówią co innego. Próbowali mi grozić, terroryzować mnie i zastraszać, abym się nie wychylała.
- Oskarżała pani ojca o to, że panią szantażował. Wymuszając w ten sposób zamknięcie protokołu fundacji.
- Cały ten proces był nieuczciwy, pełen kłamstw i bezprawia. Nie pozwolę, by takie zachowanie uszło członkom polskiej elity bezkarnie.
- Podobno ma pani zamiar pozbawić ojca zdolności prawnej, ponieważ podejmuje decyzje, których nie kontroluje.
- Jego działania nie są działaniami człowieka, którego kiedyś znałam i kochałam. Ostatni raz widziałam ojca na swoim ślubie we wrześniu ubiegłego roku, a i to tylko przez kilka godzin. Nie zachowywał się normalnie.
- W jakim sensie?
- Jego zachowanie wahało się od wielkiego wzburzenia do okresów wielkiego wyobcowania. Zostało to zauważone przez rodzinę i przyjaciół. Cały proces, którego byliśmy świadkami, nie pasuje do zachowania i profilu mojego ojca. Oczywiście wolę wierzyć, że ciężko zachorował, niż myśleć o nim jako o chłodnym, wyrachowanym i nieuczciwym człowieku stojącym za wyprowadzeniem pieniędzy Fundacji Czartoryskich.
- Ludzie z fundacji twierdzą, że odmówiła pani przyjęcia darowizny, ponieważ chciała przejąć całość.
- Nie wątpię, że byliby zachwyceni, gdybym przyjęła pieniądze i wszyscy uwierzyli, że kierowały mną wyłącznie osobiste pobudki. Czuliby się mniej nieuczciwi. W latach 2013-2016 ojciec wymieniał członków fundacji, dopóki nie znalazł ludzi, którzy podporządkują się jego woli. Ludzie ci objęli stanowiska tuż przed sprzedażą i każdy z nich otrzymał milion euro.
- Kiedy pojawił się pomysł wyprowadzenia pieniędzy z Polski?
- Nie wiem, kiedy dokładnie. Dowiedziałam się o transakcji z gazet. Była nieustanna troska Josette o spadek. Były rozmowy z ministrem Glińskim prowadzone zawsze za zamkniętymi drzwiami.
- O czym?
- Nie wiem, ale był list od ministra zezwalający na likwidację fundacji i przeniesienie funduszy. Było polecenie przelewu na prywatny rachunek na Cyprze. Minister Gliński również wiedział o tych planach, gdy pisał list. Dlaczego Radziwiłł i minister Gliński popierali likwidację fundacji? Z mediów dowiedziałam się, że na posiedzeniach rady fundacji reprezentował mnie ojciec, choć nie dałam takich pełnomocnictw!
- Skąd się wziął wniosek o upadłość fundacji?
To "pytanie za milion dolarów"! I o to, jak specjaliści z banków mogli wyrazić zgodę na przelewy bez zachowania staranności, niezgodnie ze statutem fundacji?
- Jak?
- Wie pan, 100 mln euro to kwota mogąca odwrócić uwagę wielu specjalistów i usprawiedliwić ogromne błędy... Zaczekajmy na odpowiedź władz szwajcarskich powiadomionych o tych nieprawidłowościach.
- Maciej Radziwiłł miał według pani działać na szkodę fundacji. Albo to prawda, albo powinien pozwać panią za zniesławienie. Ogłosił już, że pani nie pozwie...
- Maciej Radziwiłł pojawił się zaś w fundacji tuż przed sprzedażą i po serii zwolnień. Podpisał sprzedaż i przeniesienie funduszy. Zarządzana przez niego fundacja otrzymała 1 mln euro. Wielokrotnie rozmawiałam z Maciejem Radziwiłłem i wiem, że mnie oszukiwał. Wręczał mi dokumenty, wiedząc, że były fałszywe. I to ja wniosłam przeciwko niemu sprawę. Właśnie dotyczącą fałszywych dokumentów. I mam zamiar spotkać się z nim w sądzie.