Awanturę w Senacie opisała "Gazeta Wyborcza". O ile początkowo Jabłoński podkreślał wagę relacji ze Stanami Zjednoczonymi oraz Grupą Wyszehradzką, co nie wzbudziło wielu emocji na sali, o tyle w pewnym momencie temperatura znacząco wzrosła. Stało się to w chwili, w której zarzuty względem MSZ zaczęli wysnuwać senatorowie KO: Bogdan Klich i Marcin Bosacki (ten pierwszy mówił np., że MSZ to obecnie "ministerstwo kontaktów zagranicznych").
Zobacz: Dramat Tuska. Prestiżowa klęska we własnej partii. Do tego CBA na karku!
Te słowa dosłownie rozsierdziły Jabłońskiego. Stwierdził on, że tego typu oskarżenia są "żałosne i przynoszą hańbę powadze Senatu". Co więcej, po chwili zaczął personalnie atakować senatorów. Danucie Jazłowieckiej i Markowi Borowskiemu, zarzucił, że "osłabiają pozycję Polski na świecie", natomiast Ewie Kopacz, że zdradziła Grupę Wyszehradzką przy okazji debaty nt. uchodźców. Dodatkowo ocenił on, że rząd PO prowadził politykę "służalczą" wobec Unii Europejskiej.
Atmosfera na sali zrobiła się w pewnym momencie tak gęsta, że można było podobnież ciąć ją nożem. Oburzeni słowami Jabłońskiego senatorowie wielokrotnie mu przerywali i go przekrzykiwali. Wicemarszałek Michał Kamiński, który prowadził obrady, upominał Jabłońskiego, że "użył sformułowań radykalnych", ponadto poprosił go, aby nie pouczał senatorów. Wiceminister kontynuował wystąpienie, mówiąc, że niektórym "wstyd być Polakiem". Wówczas senator Barbara Borys-Damięcka zgłosiła wniosek, aby wiceministra Jabłońskiego z sali wyprowadziła Straż Marszałkowska. - Do tej pory nie słyszałem, aby ktoś w randze wiceministra, zamiast udzielać informacji, strofował, pouczał senatorów - powiedział senator Bogdan Klich po dyskusji.
Interwencję ws. słów Jabłońskiego zapowiedział już marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Tymczasem sam Jabłoński nie ma sobie jednak nic do zarzucenia.
Polecany artykuł: