Wróćmy do 30 kwietnia. Posiedzenie Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych. To tu posłowie decydowali o kształcie ustawy, która obniżała ich uposażenia o 20 proc. Dyskusja była gorąca: - Podejrzewam, że żaden w pełni rozumu człowiek, w pełni sił psychicznych, nie cieszy się z tego, że będzie zarabiał mniej wyznał szczerze Marcin Horała (37 l.) z PiS. Pozostało tylko pytanie: kiedy posłowie dostaną po kieszeni? Redukcja pensji miała stać się faktem już dwa tygodnie po ogłoszeniu ustawy.
Instrukcje prezesa PiS były jasne, więc parlamentarzyści powinni zubożeć błyskawicznie. I choć partia rządząca pokazała, że potrafi uchwalać ustawy w ciągu kilkunastu godzin, tym razem wystąpił "problem", którego najwidoczniej nie potrafili pokonać. Oficjalnie chodzi o to, że Kancelarie Sejmu i Senatu muszą mieć czas, by dostosować się do wypłaty obniżonych wynagrodzeń.
Stosowną zmianę opóźniającą obniżkę zgłosił Włodzimierz Bernacki (58 l.) z PiS, przewodniczący komisji. Wniosek został poparty jednogłośnie. W ten sposób ustawa wprowadzała obniżki "pierwszego dnia drugiego miesiąca po miesiącu ogłoszenia". Co to oznacza w praktyce? Skoro ustawa pojawiła się w Dzienniku Ustaw 9 lipca, zacznie obowiązywać dopiero po wakacjach! Tak oto posłowie wystrychnęli na dudka prezesa PiS.