Krzysztof Kozłowski: Tak można lepiej kontrolować służby

2011-12-01 3:00

Zmiany w służbach specjalnych komentuje Krzysztof Kozłowski.

"Super Express": - Mariusz Kamiński w rozmowie z "Super Expressem" stwierdził, że zmiany w MSW to powrót do PRL-owskiego kierowania bezpieką i milicją, w stylu gen. Kiszczaka. Podziela pan jego opinię?

Krzysztof Kozłowski: - Nie, dla mnie to bezsensowna i przedwczesna wypowiedź. W Polsce od lat mamy problem chaosu w służbach specjalnych. Donald Tusk, w przeciwieństwie do większości dotychczasowych polityków i rządów, w tym PiS i lewicy, zdecydował się na konsolidację służb, a nie ich mnożenie. Pamiętajmy, że z samego UOP utworzono dziewięć służb specjalnych, które mają uprawnienia do stosowania czynności i technik operacyjnych! I każda z nich podlegała komu innemu. Jedna premierowi, druga MSW, trzecia MON itd. W tym szalonym bałaganie próba scalenia służb to krok w dobrą stronę. Choćby dlatego, że będzie można lepiej kontrolować ich działalność.

- Tyle że oddanie pełnej kontroli nad ABW, CBA, wywiadem wojskowym i kontrwywiadem jednej osobie może niepokoić. Kto tak naprawdę będzie je kontrolował? Minister Cichocki czy jednak premier?

- Minister spraw wewnętrznych. Wiara w to, że prezes Rady Ministrów będzie w stanie sprawować pełną kontrolę i władzę nad wszystkimi służbami specjalnymi, jest skrajną naiwnością. On nie jest po prostu w stanie ogarnąć dziewięciu służb i zmusić ich do pełnej współpracy! Może jedynie spróbować skoordynować ich działania. Spróbować. Ale czy mu się uda?

- Z pana wypowiedzi wynika, że służby to jakiś odrębny światek i de facto rządzą się same.

- Owszem, biorąc pod uwagę obecny chaos w służbach, trochę tak to wygląda. Co warto podkreślić, one często ze sobą konkurują. Wynika to z tego, że w dużej części zakres ich obowiązków się pokrywa. Przez to dublują one swoje działania, jednocześnie nie realizując dużej części swoich zadań, bo nikt nie chce ich przypisać do jednej służ-by. Stąd tak ważne jest zaprowadzenie tam porządku.

- Czyli żadnego zagrożenia dla demokracji w decyzji premiera Donalda Tuska pan nie dostrzega?

- Uważam, że znacznie groźniejsze dla demokracji są niejasne kompetencje poszczególnych służb niż skoordynowanie ich działań. A obecnie gwarantuje to tylko minister spraw wewnętrznych, m.in. również dlatego, że podlega mu także policja, z którą większość służb powinna współpracować. Tylko on może być spoiwem łączącym wszystkie służby.

- Naprawdę nic pana w decyzji premiera Tuska nie razi? Choćby sposób wprowadzenia zmian w służbach specjalnych w życie? Nie po debacie w Sejmie, konsultacjach z ekspertami, opozycją, ale po cichu, rozporządzeniem premiera. Wprowadzono to trochę tylnymi drzwiami.

- Gdyby sprawa trafiła do Sejmu, to przez najbliższe dziesięć lat nic by się nie zmieniło. Wszystko byłoby rozgrzebywane przez specjalne komisje sejmowe, media i zamiast zmniejszyć chaos, tylko byśmy go wzmocnili.

- Bez przesady. To "rozgrzebywanie spraw przez Sejm i media" nazywamy demokracją, panie ministrze.

- Zdecydowanie wolę, żeby decyzję podejmował ktoś określony z imienia i nazwiska, niż żeby żadna decyzja po długich deliberacjach w ogóle nie zapadła. A w kwestii służb specjalnych w końcu trzeba coś zrobić.

Krzysztof Kozłowski

B. minister spraw wewnętrznych, pierwszy szef UOP