"Super Express": - Episkopat naciska na MEN, żeby wkrótce wprowadzić maturę z religii. Czy to niezbędna rzecz?
Tomasz Terlikowski: - Nie wiem, czy niezbędna, ale nie widzę powodu, żeby uczniowie nie mogli zdawać matury z religii, skoro mogą zdawać ją z bardzo wielu innych przedmiotów. Tym bardziej że religia to przedmiot, którego uczniowie uczą się już od zerówki. To kierunek studiów i wielu na pewno chciałoby zdawać religię, żeby mieć wstęp na studia na podstawie matury z tego przedmiotu.
- Moje wspomnienia z lekcji religii nie wiążą się z wiedzą teologiczną przekazywaną przez księży czy katechetów. Wszystko sprowadzało się do tego, czy byłem w kościele i czy mam zeszyt z kolorowymi obrazkami Jezusa i świętych. Marna podstawa do egzaminu maturalnego.
- Formułuje pan opinie na podstawie swojego jednostkowego doświadczenia.
- Myślę, że mój przypadek nie jest odosobniony.
- Znam bardzo wielu katechetów, którzy nie tylko przekazują wiedzę na bardzo wysokim poziomie, lecz także ją egzekwują. Jest poza tym program nauczania, który nie ogranicza się do sprawdzania, czy było się w kościele, czy też nie. Na jego podstawie można przygotować maturę, który umożliwi sprawdzenie wiedzy na poziomie licealisty.
- Pan jest optymistą, a ja widzę, że poziom wiedzy, który nawet gorliwi katolicy wynoszą z lekcji religii, jest żenująco niski i o swojej religii niewiele poza dogmatami wiary można się dowiedzieć.
- Być może czerpie pan swoje opinie na podstawie kontaktu z osobami, które nie miały religii w szkole. Ona jest przecież obecna dopiero od 20 lat. Ponieważ nie wszyscy uczęszczali na katechezę, nie wszystko należy zrzucać na sposób, w jaki jest prowadzona. Oczywiście możemy narzekać na lekcje religii i ich poziom, ale proponuję, żeby zbadać, jaką wiedzę historyczną mają absolwenci liceów.
- Tyle że na lekcje religii teoretycznie trafia się z własnej woli, a skoro tak, to taka gorliwość zakłada, że uczestnicy tych lekcji chcą się czegoś nauczyć. Może nie mają szansy?
- To takie samo zobowiązanie jak uczęszczanie na fizykę czy biologię. Poza tym są też przedmioty, które są dobrowolne i można z nich zdawać maturę. Nikt jednak nie chce znosić matury z nich, tak samo jak nie znosi się matury z polskiego czy historii, choć często poziom wiedzy abiturientów jest w tych przedmiotach żenująco niski.
- Może przeciwników i zwolenników połączyłby pewien kompromis - zamienienie lekcji religii w lekcje religioznawstwa, na których uczniowie dowiedzieliby się o wielu wyznaniach. To wiedza, która we współczesnym świecie targanym konfliktami na tle religijnym jest niezbędna do rozumienia tegoż świata.
- Byłby to zupełnie inny przedmiot. Równie dobrze można by powiedzieć, żeby zmienić historię w chemię i niech ludzie zdają historię, która w rzeczywistości jest chemią. Formułuje pan podobny postulat.
- Jeżeli uznamy, że z katechezy można wynieść sporo konkretnej wiedzy teologicznej, to można jej też nauczać w ramach szerszego przedmiotu.
- Katecheza to wiedza na temat konkretnego wyznania. Przypominam bowiem, że mamy w szkołach również lekcje o prawosławiu czy Kościele ewangelicko-augsburskim. To nie religioznawstwo i ogólna wiedza o religiach. To zupełnie co innego, choćby dlatego, że lekcje katechezy poza przekazaniem wiedzy, wychowują. Również język polski czy historia mają wychowywać.
- Wszystkie religie łączy szacunek do człowieka i mają wspólne podstawy moralne.
- Na poziomie ogólnym, czyli czyń dobro, a nie zło, może i tak. Ale ustalenie tego, co jest dobrem, a co złem, to już zupełnie inna sprawa i ogromne różnice. Sprawa aborcji jest inaczej rozumiana przez chrześcijaństwo, judaizm, sam zresztą wewnętrznie podzielony, czy islam.
- Wspomniane przez pana wielkie religie wyrastają jednak z podobnych wartości i wzajemnie się przenikają, więc wiele je łączy.
- Oczywiście, podstawy mają wspólne, bo człowiek jest ten sam, ale różnice są. Dlatego katecheza jako taka musi być i powinna być przedmiotem, z którego można zdawać maturę.
Tomasz Terlikowski
Redaktor naczelny Fronda.pl