W czasie manifestacji przed sądem w Gdańsku Lech Wałęsa mówił do zebranych, że władza jest niepoważna, ale trzeba płacić za jej decyzje: - Jestem zniecierpliwiony tymi kosztami, które płacimy za tę niepoważną władzę, której się zdarzyło wygrać wybory. Zlekceważyliśmy ich. Ludzie mówili nie jest tak źle, nie pójdę na wybory, bo jeszcze źle wybiorę. A pewien gość z Torunia poprowadził wyborców - podkreślił Wałęsa.
Były prezydent powiedział, że ma zamiar sprawić, by do Warszawy przyjechało 100 tysięcy osób. Wtedy dopiero Wałęsa mógłby zrealizować swój tajny plan. Czego dokładnie dotyczyłby plan Wałęsy nie wiadomo, legendarny lider Solidarności nie chciał zdradzać szczegółów. Obawia się, że jeśli uchyli rąbka tajemnicy, plan się nie powiedzie: - Chciałbym doprowadzić, żeby w Warszawie zgromadziło się 100 tys. ludzi! I wtedy mam plan, którego wam nie ujawnię, bo byłby zniszczony. Mam plan do uporządkowania polskich spraw.
Wałęsa dodał, że jeżeli będzie taka potrzeba, to on zostanie w stolicy na dłużej: - Jeśli będzie w pobliżu tej liczby, to zostanę kilka dni w Warszawie i postaram się rozmawiać w celu zgromadzenia tej ilości.
Swoje zamiary potwierdził także w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Na łamach dziennika zapowiedział: - Przyjadę do Warszawy protestować. Będę w środę, niezależnie od tego, co będzie się działo. I dodał, że chce się spotkać z prezesem PiS: - Głównym sprawcą nieszczęść Polski jest Jarosław Kaczyński. Kiedy stanę na wiecu, poproszę, żeby policja dowiozła go na wiec, żebyśmy publicznie porozmawiali. Jeśli go niedowiezie, to ja wybiorę się do Kaczyńskiego - zapowiedział Wałęsa będzie chciał go przekonać, by "przestał szkodzić Polsce".