Jan Lityński nie wahał się ani sekundy, kiedy, spacerując z żoną i psami nad rzeką Narew pod Pułtuskiem, nagle spostrzegł, jak jeden z jego pupili wpada do wody. Polityk natychmiast rzucił się mu na ratunek. Niestety, zdradliwa rzeka i lód, który się pod Lityńskim załamał, doprowadziły do wielkiego dramatu. Mimo że męża próbowała jeszcze ratować jego żona Elżbieta, nie udało jej się go wyciągnąć. „Janek nie wypłynął z przerębli, ratując psa. W przerębli znaleźliśmy się razem, bo pobiegłam go ratować. My żyjemy. Janka szukają straż, helikoptery. Straciłam swoje życie. Serce. Wszystko. Był w znakomitej formie, acz nie na tyle, by się stamtąd wydostać” – napisała zrozpaczona kobieta w mediach społecznościowych. Tymczasem w sprawie śmierci Jana Lityńskiego głos zabrał jego wieloletni przyjaciel, Bronisław Komorowski. - Poznałem się z Jankiem w 1978 roku w celi aresztu śledczego w Pałacu Mostowskich, w celi pełnej kryminalistów. Siłą rzeczy zbliżyłem się wtedy z nim, a nasza znajomość zamieniała się w przyjaźń. Po 1989 r. spotkaliśmy się w ramach Unii Wolności, kiedy Janek był posłem a ja sekretarzem. Janek był człowiekiem żarliwie ideowym, ale nigdy nie był fanatykiem. Był człowiekiem odważnym, ryzykującym swoją wolność w imię walki o wolność Polski – opowiada w rozmowie z „Super Expressem” były prezydent Bronisław Komorowski.
ZOBACZ TAKŻE: Wałęsa ma dość! Publicznie i kategorycznie mówi: NIE MAM NIC WSPÓLNEGO z tymi papierami
I dodaje: - W Janku nie było nienawiści do ludzi poprzedniego systemu.Kiedy zostałem prezydentem, zaproponowałem Jankowi doradztwo w Kancelarii Prezydenta. Była to szansa na zagospodarowanie człowieka, który miał świetne kontakty w różnych środowiskach, także wśród przeciwników politycznych. Ludzie go szanowali, on szanował innych, pomimo różnic. Lubił ludzi i ludzie jego lubili.Chyba w 2017 roku, już po prezydenturze, byliśmy z Jankiem na Ukrainie, na wyjeździe czysto turystycznym, gdzie było i smakowite jedzenie, dobra wódka ukraińska, klimat polsko - ukraińskiego Lwowa i żydowsko - rosyjskiej Odessy i w tym wszystkim myśmy się odnajdywali – zaznacza Bronisław Komorowski. I ujawnia, że często bywał u Lityńskich na obiadach.- U Janka pod Pułtuskiem bywałem dość często. To były miłe, serdeczne spotkania. Janek przygotowywał wspaniałą wołowinę. A to wszystko było okraszone dużym poczuciem humoru, doskonałą znajomością kultury rosyjskiej, literatury, muzyki. To dzięki niemu poznałem Korę. Janek miał dar łatwego nawiązywania kontaktów. Wszyscy przed koronawirusem uciekliśmy na wieś, Janek Lityński pod Pułtusk, ja do Budy. I umawialiśmy się niedawno na spotkania u mnie w Budzie i u Lityńskich pod Pułtuskiem, jak oczywiście minie epidemia. I niestety już tego planu nie zrealizujemy. To co, się stało to straszna tragedia. Niewyobrażalne. To mną wstrząsnęło ogromnie – opowiada Bronisław Komorowski. I zaznacza, że Jan Lityński nie umiał pływać. - Tak, Janek nie umiał pływać. Będzie mi go bardzo brakować. To ogromna strata emocjonalna - kwituje były prezydent Bronisław Komorowski.