W trakcie 29. urodzin Radia Maryja ojciec Tadeusz Rydzyk nazwał skompromitowanego biskupa Edwarda Janiaka... "współczesnym męczennikiem mediów". Po tych słowach na zakonnika wylała się fala krytyki. Suchej nitki na Rydzyku nie zostawili nawet duchowni (CZYTAJ O TYM TUTAJ). Jednak wcale nie to zdaje się być teraz największym problemem dyrektora Radia Maryja. Prawdziwą bombę odpalił bowiem Mirosław Szczerba, zaufany współpracownik Lecha Wałęsy. Przypomniał on sprawę, o której Rydzyk najpewniej chciałaby zapomnieć. Pocieszeniem może być to, że w tak szokującą historię raczej nie uwierzą najwierniejsi słuchacze Radia Maryja. "Jak to się stało, że w 1997 roku redemptorysta, ksiądz Tadeusz Rydzyk, mógł swobodnie pojechać do Rosji bez żadnej kontroli, zgody kontrwywiadu, ABW, innych służb specjalnych i podpisać umowę z Głównym Centrum Zarządzania Sieciami Radiofonii Ministerstwa Łączności Rosji?" - pytał Szczerba, masakrując ówczesne służby.
O dziwnych powiązaniach Rydzyka z Rosjanami już w 2006 roku pisał Wojciech Czuchnowski w portalu gazeta.pl. "W 1997 r. toruńska rozgłośnia uzyskała z rosyjskiego resortu łączności koncesję na retransmisję swojego programu z Krasnodaru na południu Rosji do Polonii w Kazachstanie i na Syberii. Retransmisja odbywała się na częstotliwościach użyczonych przez armię rosyjską. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nic nie wiedziała o umowie Radia Maryja z Rosją. Gdy sprawa wyszła na jaw, o. Rydzyk dostarczył w końcu jej kopię, ale bez istotnych aneksów" - czytamy w artykule.