Tadeusz Płużański: W 2010 roku pożegnaliśmy trzy kobiety, symbole Polski

2011-01-08 13:00

Miniony rok skłania do podsumowań, również refleksji nad tymi, którzy odeszli. A prócz elity, którą przygarnęła "życzliwa smoleńska ziemia", pożegnaliśmy trzy bardzo ważne dla Polski osoby. Kobiety symbole. Na Wieczną Wartę odeszły w Gdańsku, Londynie i Waszyngtonie. Ich życie oddaje losy pokolenia II RP, rozrzuconego nie z własnej winy po całym świecie.

Zofia Ristau urodzona w Warszawie w 1915 r. Irena Jaroszewicz pięć lat później w Bruntálu na czeskim Śląsku. Maria Fieldorf kolejne pięć lat później w Wilnie. Pierwsza, już jako Zofia Korbońska, to żona Stefana: współtwórcy i ostatniego cywilnego przywódcy Państwa Podziemnego. Dwie pozostałe były kobietami wojskowych. Irena Anders - żona Władysława, dowódcy 2. Korpusu PSZ na Zachodzie. Maria Fieldorf - córka szefa Kedywu Armii Krajowej, gen. "Nila".

Z tych trzech panów, których bez żenady możemy nazywać mężami stanu, noc stalinowską przeżyło dwóch - tylko dlatego, że znaleźli się poza Polską. Gen. August Emil Fieldorf został i padł ofiarą komunistycznej zbrodni sądowej.

Patrz też: Krzysztof Kolberger - Miał układ z Panem Bogiem i do końca zachował pogodę ducha

Ich kobiety to nie tylko żony i córki, ozdoby przy mundurze i garniturze. To polskie patriotki. Kiedy w 1941 r. Stefan Korboński zaczął kierować walką cywilną AK, Zofia uruchomiła tajną radiostację przesyłającą informacje rządowi RP w Londynie. On ratował Żydów, ona walczyła w Powstaniu Warszawskim. W czerwcu 1945 r. aresztowało ich NKWD. Wyszli na wolność, bo komuniści tworzyli właśnie "rząd jedności". Posłowaniem z ramienia opozycyjnego PSL-u Stefan cieszył się tylko kilka miesięcy. Najpierw na Zachód uciekł premier Mikołajczyk, zaraz po nim Korbońscy - do USA. On o polskość walczył piórem, pisząc artykuły i książki. Ona na falach polskiej sekcji Głosu Ameryki, a potem w Kongresie Polonii Amerykańskiej. Stefan zmarł w kwietniu 1989 r. - do wolnej Polski zabrakło mu dwóch miesięcy. Zofia walczyła dalej. Ostatnio broniła IPN przed niepamięcią polityków SLD i PO.

Piosenkarkę Irenę Jarosiewicz po agresji na Polskę Sowieci wywieźli na Wschód. Z tymi, którzy zdążyli do Andersa, przeszła cały szlak bojowy do Włoch. Po bitwie o Monte Cassino po raz pierwszy zaintonowała "Czerwone maki". Z generałem węzłem małżeńskim połączyła się w 1948 r., wybierając niełatwe życie emigrantki. Anders mawiał, że jest jedynym na świecie generałem, który przyjmuje rozkazy od podporucznika. Piosenkami Hemara, czy Ref-Rena o przedwojennym Lwowie, który ją wychował, czy 2. Korpusie, który ją zahartował, podnosiła na duchu innych polskich wygnańców w Wielkiej Brytanii, Francji i Izraelu.

"Wraz z nią nieuchronnie kończy się świetność polskiego wojennego wychodźstwa" - żegnali Irenę Anders polscy londyńczycy, pamiętając, że świetność ta zaczęła odchodzić w sposób niespodziewany już w kwietniu, w Smoleńsku, razem z ostatnim prezydentem Ryszardem Kaczorowskim. Jego poprzednik - Kazimierz Sabbat zmarł na zawał 19 lipca 1989 r. (przypadkowo?), w dniu, w którym Zgromadzenie Narodowe PRL połową głosów wybrało na prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. Ta "tradycja" była Sabatom, Kaczorowskim i Andersom obca.

Przeczytaj koniecznie: Maciej Kozłowski nie żyje - do końca wierzył, że wyzdrowieje

W czasie niemieckiej okupacji Maria Fieldorf - młodsza z dwóch córek gen. "Nila" - choć sama zaprzysiężona w AK wiedziała tylko, że ojciec zajmuje się "świętą Sprawą", jak pokolenie II RP nazywało niepodległość Polski. Po latach dowiedziała się, że dowodził zamachem na kata Warszawy - Franza Kutscherę, a potem kierował organizacją "NIE" przeciw sowieckiej okupacji kraju. Że zginął, bo nie zgodził się na współpracę z komunistami. 24 lutego 1953 r., kiedy przyszła na Mokotów zapytać o stan zdrowia ojca, jego właśnie wieszano - jak pospolitego przestępcę. Odtąd miała w życiu dwa cele: odnaleźć miejsce pogrzebania "Nila" i ustalić winnych mordu. Oba storpedowała III RP. Na łamach "Super Expressu" nawoływała, aby postawić drzewka tym Żydom, którzy po wojnie ratowali Polaków. Pragnęła edukować młodzież.

"Moją ojczyzną jest Polska Podziemna, Walcząca w mroku, samotna i ciemna (…) Czy tam, czy tutaj, to jedno nas łączy. Nurt nieśmiertelny, co we krwi się sączy…". Ten wiersz Stanisława Balińskiego z 1944 r. zabrała ze sobą na Wieczną Wartę. Spoczęła w symbolicznym grobie ojca na warszawskich Powązkach.

Korbońscy, Andersowie, Fieldorfowie. Takich elit coraz bardziej nam dziś brakuje.